Zołza - cz. 3
- A kto się nią opiekował do tej pory?
- Obecnie jakaś dalsza krewna, ale w tym tkwi problem, że karetka zabrała ją do szpitala. Nie musisz się zgodzić, ale możesz spróbować. Tydzień szybko zleci, a zawsze będziesz miała parę groszy więcej, tym bardziej, że odkładasz na komputer.
- A co będzie, gdy ja wyjadę?
- Mam nadzieję, że do tej pory kogoś znajdą.
- Wobec tego zastanowię się i porozmawiamy, gdy wrócę. Wypiła duszkiem resztę herbaty, puściła do pani Luci oko, w pośpiechu narzuciła przeciwdeszczową kurtkę i wybiegła zatrzaskując dość głośno drzwi.
Gdy dotarła na miejsce, natychmiast podzieliła się wiadomością o pracy. Zośka ledwie usłyszała, co to za praca, zerwała się z miejsca jak rażona piorunem, spojrzała na Zenka i postawiła oczy w słup. Gdy nieco ochłonęła, przełknęła ślinę i przemówiła swoim donośnym głosem:
- Choćby ci obiecano złote góry, nie możesz pracować dla tej wariatki! To wiedźma! Żadna opiekunka jeszcze z nią nie wytrzymała, nawet tygodnia, a miała ich sporo! Jeśli się zgodzisz, ciebie też wykończy ta żmija!
- Zocha ma rację, z taką lepiej nie zaczynać – przytaknął pan Zenon.
- Boże. Po co, tyle hałasu? Przecież jeszcze się nie zgodziłam – pomachała rękoma.
- Dziewczyno, my tylko chcemy twojego dobra. Jesteś bardzo wrażliwa, nie chcemy żebyś płakała, z powodu głupiej wieźmy. A tak by z pewnością było, bo by cię na każdym kroku poniżała i wyśmiewała – odparła Zośka, tym razem nieco łagodniej, nie patrząc na Klarę, tylko na Zenka, który przytakiwał głową.
Klara głęboko się zamyśliła. Cóż oni mogą wiedzieć o poniżaniu, wyśmiewaniu, niepotrzebnie wylanych łzach, skoro nigdy nie zaznali szykan i upokorzeń. Ona poczuła ten smak goryczy, dlatego jest pewna, że już nic gorszego nie może jej spotkać. Dwoje rodziców, dobrze stojących finansowo, wybudowany obszerny dom z salonem i dwoma łazienkami, a ona się w nim czuła, jak intruz. Nikt nie pamiętał o jej osiemnastych urodzinach. Jej starsza siostra, chodziła na kurs prawa jazdy i chociaż zdała dopiero za piątym podejściem, mama była wniebowzięta. Po niecałym tygodniu kupiła jej samochód, którym do dziś szpanuje przed koleżankami. – A ja nawet nie potrafię, jeździć na rowerze. Ale jak miałam się nauczyć, skoro nigdy nie miałam własnego roweru? – szepnęła sama do siebie i wytarła palcami łzę, która nie pytając o zgodę, potoczyła się po policzku. Podniosła się raptownie i rozejrzała na boki, nie było nikogo: nawet nie zauważyła, kiedy wyszli. Chwilę się zastanowiła i poszła na zaplecze skąd dochodziła dość głośna rozmowa. Stanęła w otwartych drzwiach i obrzuciła wzrokiem nieduże pomieszczenie.
Stały dwa złączone razem stoliki. Na jednym krześle już się usadowił o pokaźnej tuszy kucharz, Zośka o coś spierała się z szefem, zaś dwie dziewczyny te z bufetu, wnosiły na stół patery z pączkami, kubki z kawą oraz desery z bitą śmietaną. Nawet nie zauważyła, kto i kiedy postawił szampan i butelkę wina. Gdy wszyscy zajęli swoje miejsca, pan Zenon wygłosił kwiecistą mowę i dziękując za współpracę, każdemu wręczył kopertę. Spojrzał na Klarę i roześmiał się serdecznie.
- Posłuchaj mała, ponieważ byłaś naszym najmłodszym pupilkiem, postanowiliśmy obdarować cię małymi upominkami – powiedział i wręczył jej dwie książki. Zośka podarowała bransoletkę z wisiorkiem, dziewczyny z bufetu, kupiły pluszowego misia, a gruby kucharz kota z wyciągniętą szyją. Ale to nie był pluszowy kociak, to była skarbonka.