Zołza - cz. 3
Nikoli zabrakło słów, by cokolwiek powiedzieć, już po raz drugi tego wieczoru, matka ją zaskoczyła. Nawet bardzo ją zaskoczyła. Przytaknęła tylko oczami i skinęła głową w kierunku Klary. Pokazała gdzie jest toaleta, łazienka i oczywiście, który jest jej ręcznik i gdzie może poustawiać swoje kosmetyki. Zaprowadziła ją do pokoju i żeby się nie narazić matce, spytała czy uszykować kolację. Klara pokręciła przecząco głową. Była tak onieśmielona, że najprostsze słowa nie chciały jej przejść przez gardło.
Po odejściu Nikol, chwilę stała w drzwiach, jakby nie wiedząc, co ze sobą począć, zaczęła rozglądać się na boki. Pokój był urządzony w stylu młodzieżowym, najprawdopodobniej kiedyś zajmowała go Nikola. Stała meblościanka, biurko z obrotowym krzesłem, nad biurkiem półeczka, na której były równo poukładane książki: też młodzieżowe. Stała jednoosobowa kanapa, stolik ze szklanym blatem oraz dwa nieduże fotele. Okno zdobiła sięgająca za parapet firanka, zaś na parapecie stały trzy jednakowe doniczki, a w doniczkach rosły kwiaty o niewiadomej nazwie. Podeszła do okna i dotknęła palcem ziemi, kwiaty były świeżo podlane, a na spodeczkach stało dość dużo wody. Skrzywiła się kwaśno, gdyż odniosła wrażenie, że osoba, która posadziła kwiaty nie znała się na ich pielęgnacji.
Poprawiła firankę i ciekawie rozejrzała się po pokoju. Chociaż każdy kąt świecił czystością, jednak od tych czterech ścian, zawiewało przenikliwym chłodem. Właściwie, może tylko takie złudzenie, dawała niebieska tapeta? Mama zawsze powtarzała, że niebieskie ściany nienajlepiej wpływają na samopoczucie, bo jest to kolor zimny. Na pewno, jest w tym trochę racji, bo patrząc na Nikolę, przebiegają po skórze zimne ciarki. Starsza pani na wózku, też była bardzo poważna. Fakt, że nie wyglądała na wiedźmę jednak, kiedy się uśmiechała, robiła to z przymusu. Żałowała, że się zgodziła, ale głupio jej było się teraz wycofać. Poza tym brakuje jej trochę grosza do kupna komputera. W tej chwili czuła się nieporadna, nie bardzo wiedziała, co ma z sobą począć. Ale jednego była świadoma: jest pomocą domową, której oferowano swój pokój i nie wiadomo, za jaką pracę. Uchyliła drzwi i nadstawiła uszu, z pokoju starszej pani, dochodziły szepty niewyraźnej rozmowy. Nie zanosiło się, żeby ktoś przyszedł i powiedział cokolwiek. Zrobiła gest oczami i szepnęła sama do siebie: - Jak na razie, praca opiekunki, jest okej.
Wyjęła z torby, nową chińską pidżamkę, którą kupiła na straganie za bardzo śmieszne pieniądze i rzuciła na kanapę, która była przyszykowana do spania. Otworzyła drzwi i prawie bezszelestnie, weszła do łazienki. Trzeba przyznać, łazienka była urządzona w dobrym guście, a przede wszystkim w komforcie. I chociaż nie zwiedziła jeszcze mieszkania, ale była pewna, że jest również o wysokim standardzie: wskazywał na to pokój, w którym przyjęła ją starsza pani. Obiegła wzrokiem kabinę, aż by się chciało wziąć prysznic. Jednak zdawała sobie sprawę, że na kąpiel jest trochę za późno. Poza tym, już się dzisiaj kąpała. Obmyła tylko twarz, umyła zęby, skorzystała z bidetu i udała się do swojego pokoju. Nadal była spięta, w żaden sposób nie potrafiła się wyluzować. Nie chciało jej się spać. Ale na czytanie, też odeszła jej ochota. Nie gasząc światła, wsunęła się pod kołdrę i głowę przyłożyła do małej poduszeczki. Uśmiechnęła się słodko, już od najmłodszych lat, lubiła tulić się do jaśka. Swojego pluszowego miśka, położyła obok siebie i nadsłuchując, co się wokół dzieje; nawet się nie spostrzegła, kiedy zmorzył ją sen.
Anna Kowalczak