Zołza - cz. 3
Czy naprawdę, ojciec był alkoholikiem? – zadawała sobie pytanie. Prawdę mówiąc nigdy nie widziała go zataczającego, jednak od czasu do czasu, coś tam od niego poczuła. Poza tym, dużo dał do myślenia, zaopatrzony w drogie trunki barek. Natomiast mama była abstynentką, nigdy w życiu nie popróbowała alkoholu. Kiedyś się zdarzyło, że Klara zjadła dwie wiśnie w likierze, poczuła natychmiast. ’’Czuję, że coś piłaś’’! - krzyknęła i wymierzyła jej policzek. Przerażona Klara pokręciła przecząco głową. ’’Chociaż nie kłam’’! - krzyknęła jeszcze głośniej i wymierzyła jej drugi policzek. Trudno też powiedzieć, czy ojciec był dziwkarzem.
W prawdzie, gdy czasami odbierał ją ze szkoły, co rusz miał w samochodzie jakąś młodą pindę. Mówił, że to jego nowa asystentka, ale jaka była prawda, tylko jeden Pan Bóg może to wiedzieć. Z punktu widzenia Klary, wtedy kłamał lepiej, jak z nut. Podobnie, jak teraz. Stanowczo twierdził, że w jego życiu nie ma żadnej kobiety, a u cycatej, która kupowała dla niego kurczaka, tylko wynajmuje pokój. Ale Klara miała swoje własne zdanie na ten temat. Skoro się rozwodzi, to jedynym powodem, jest małżeńska zdrada lub jakaś kobieta. Ewelina jej starsza siostra na pewno od dawna wiedziała, co się wokół święci, jednak milczała, jak głaz. A Andrzej? W tym roku ukończył studia i skoro tylko miał dyplom w kieszeni, prawie natychmiast wyprowadził się z domu; rzekomo tata postarał mu się o dobrze płatną pracę. Jak to się stało i kto jest winien, że cała rodzina znalazła się w rozsypce? Na to pytanie żadne z rodziców nie zna odpowiedzi. Ojciec będzie winił mamę, ona ojca. Po prostu tak będzie wygodniej.
Tata powiedział, że ona musi wracać, jest stanowczo za młoda, żeby zaczynać samodzielne życie. Przede wszystkim, powinna ukończyć szkołę. Bez sprzeciwu, zgodziła się z decyzją ojca. Ma po nią przyjechać, przed rozpoczęciem roku szkolnego i odwieźć ją do domu. Jednak była w pełni świadoma, że dostanie jej się za swoje. Ewelina jak zwykle, będzie ideałem, a ona nadal pozostanie, tylko ’’Zołzą’’.
Klary rozmyślanie, przerwał gwizdek czajnika. Uniosła głowę, przetarła palcami zmęczone oczy i spojrzała w okno. Wiał mocny wiatr, a po szybach spływały strumienie deszczu. Jednym słowem, na takie zimnisko, psa byłoby żal wypuścić z domu. Pani Lucia, odsłoniła zasłonkę i słodko się uśmiechnęła.
- Robię sobie kawę, ty też się napijesz? – spytała nie przestając się uśmiechać.
- Jest tak zimno, że chętnie się napije gorącej herbaty z cytryną – odpowiedziała i odwzajemniła uśmiech.
- Mam rozumieć, że napijesz się tylko herbaty, a kromkę chleba, niełaska?
- Nic z tych rzeczy, jestem dzisiaj pod wrażeniem. Pan Zenon stawia pożegnalną kawę i wypłaca sianko. Ostatnie zarobione sianko – sprostowała, przewracając oczami.
Pani Lucia, wycierając ściereczką dłonie, chwilę popatrzyła w jej piwne oczy. Coś chciała powiedzieć, ale nie wiedziała, od czego zacząć.
- Muszę z tobą porozmawiać, Klaro – wydukała wreszcie. - Tylko zdaję sobie sprawę, że to dość niezręczny temat.
Klara zajęła miejsce przy kuchennym stole, ściskając w dłoniach ciepły kubek, swoje duże piwne oczy wlepiła w panią Lucię.
- Kogo dotyczy? Ma pani nieszczególną minę, aż się boję…
- Do końca miesiąca, pozostało osiem dni. Chciałabyś jeszcze trochę popracować, nim twój ojciec po ciebie przyjedzie? Widząc zaskoczenie w oczach dziewczyny, ciągnęła dalej: - W sąsiedztwie mojej siostry, zamieszkuje schorowana kobieta, nie chodzi o własnych siłach, porusza się na wózku inwalidzkim i pilnie potrzebuje opiekunki.