Zołza - cz. 2
- Przyjechałam żeby pracować, nie chcę nikogo podrywać – zaprzeczyła.
- Na pewno chcesz, tylko jeszcze o tym nie wiesz. Tak się składa moje dziecko, że na kochanie nie mamy wpływu. Ono samo przychodzi, niespodziewanie: niczym złodziej – dodał, oddalając się.
Klara spojrzała w lustro i uśmiechnęła się do swojego odbicia. - Może faktycznie nie jestem, aż taka brzydka – powiedziała półgłosem. Założyła na włosy białą opaskę, ubrała biały, króciutki fartuszek i skierowała się do swoich obowiązków.
Następne dni różniły się od poprzednich tym, że znacznie się ochłodziło. Na niebie gromadziły się deszczowe chmury, którym towarzyszył przelotny deszcz oraz porywisty wiatr. Na ulicach, nie było słychać wrzasków rozkapryszonych dzieci, spacerowali tylko wytrwali, przeważnie w nieprzemakalnych kurtkach i mocno nasuniętymi na oczy kapturach. Z pewnością, było więcej chętnych na parujące kurczaki niż w upalne dni, tym bardziej, że konsumpcja była wewnątrz, gdzie można się było schronić przed wiatrem, ale zamawiali mniejsze porcje i mniej płacili.
Po kilkudniowych opadach, dzień zapowiadał się dość ciepły. Chociaż jeszcze mocno wiało, jednak słońce nie skąpiło swoich promieni. Klara, by nie narazić się pani Luci, w przelocie zjadła z dnia poprzedniego pół bułki, popiła wodą mineralną i wyszła, cichutko zamykając za sobą drzwi. Rozejrzała się na boki, wciągnęła w płuca nieco świeżego powietrza i skierowała się w stronę targowiska. Wczoraj dowiedziała się od Zośki, że pan Kazio dostał ataku astmy i z targowiska zabrała go wezwana karetka. Z jednej strony żal było, starszego człowieka. Ale z drugiej strony rzecz biorąc, można mu pozazdrościć, że nie poddaje się tej strasznej chorobie, tylko wytrwale walczy ze swoimi ręcznikami.
Idąc bardzo wolno z nogi na nogę, myślała o tym i o owym. Niczego nie potrafiła zaplanować. Po prostu nie była jeszcze przygotowana do samodzielnego życia. Od września będzie w maturalnej klasie, ale czy ją ukończy, tylko jeden Pan Bóg wie. Wszyscy na około rokują, że nie zaliczy matury i dalsza nauka jest bezcelowa. Ona sama zdaje sobie sprawę, że nie jest orłem, a na każdą ocenę musi się porządnie napracować. Ale dlaczego o tym, ciągle ktoś przypomina? Mama po każdym zebraniu się nad nią wytrząsa, nazywa ją ’’ wierutnym leniem albo osłem’’. Jednak żadne z rodziców nie pomyślało, żeby podciągnąć ją korepetycjami, a są dobrze sytuowani i stać ich na bardzo wiele.
Nagle z zadumy wyrwał ją dobrze znany, głośny śmiech. Najpierw fala gorąca, przeszła jej po plecach, jakby ktoś oblał ją wrzątkiem. Potem wolno się obróciła i kątem oka dostrzegła wchodzącego do budynku mężczyznę. Nadal stała nieruchomo, jakby zawładnął nią paraliż. – To niemożliwe, to tylko zwidy – wyszeptała, gdy trochę ochłonęła. Nie wiedziała, czy ma stać w tym miejscu i czekać na ponowne pojawienie się mężczyzny, żeby się upewnić. Czy odejść i zapomnieć o wszystkim? Jednak wybrała tą drugą opcję i skierowała się w odwrotną stronę.
- Dobrze Klaro, że przyszłaś wcześniej, bo Zocha ma istne urwanie głowy – odezwał się na przywitanie pan Zenon.
Uśmiechnęła się do niego.
- Byłam pewna, że tak będzie. Przecież jakby nie było, zapowiada się słoneczny weekend.
Zajęła się kurczakami i żeby odpędzić złe myśli, robiła nawet to, co do niej nie należało.
- Mogę prosić połowę kurczaka na wynos? – wyrwał ją głos kobiety, ubranej w czerwone szorty i jakiś rozciągnięty podkoszulek, przez który oznaczały się brodawki obwisłego biustu.
- Bardzo proszę, który pani sobie upatrzyła?