Złodziej Ch3
-Dość długo, nauczyłeś się od rodziców?- Thar kontynuował zadawanie pytań, najwyraźniej wbrew temu co powiedział nie interesując się tym kto zapłaci rachunek.
-Nie, moi rodzice nie byli złodziejami, nie mieli z tym wszystkim nic wspólnego.- Odpowiedział Loke, zgodnie z prawdą.
-Byli? Masz na myśli że...- spytał Thar, kryjąc twarz w cieniu, najwyraźniej nie chcąc by Loke ją zobaczył. Poczuł jak zasycha mu w gardle, a ręce zwijają się w pięści. Od tego czasu minęło prawie dziewięć lat, lat podczas których ból który czuł za każdym razem kiedy wspominał rodziców wyblakł i ustąpił miejsca tęsknocie i dobrym wspomnieniom które z nimi posiadał. Mimo to w jakiś sposób czuł że wpuszcza Thar’a w swoją jak najbardziej prywatną sferę, nie był pewien czy powinien to robić. Z drugiej strony czuł potrzebę powiedzenia tego, zupełnie jakby Thar w jakiś, nieznany Loke’owi sposób, zasłużył na tę wiedzę.
-To był wypadek...- nabrał powietrza, aby lepiej wyjaśnić historię Thar’owi.- Pewnego dnia, nawet nie pamiętam gdzie, po prostu wjechał między nas samochód, ot tak z ulicy. Potem odjechał jak gdyby nigdy nic… Nigdy nie znaleziono sprawcy, a moi rodzice męczyli się jeszcze przez jakieś pół godziny zanim przyjechało pogotowie tylko po to żeby stwierdzić zgon.-
-Przykro mi to słyszeć- Powiedział Thar, a Loke pokręcił głową, odganiając namolne myśli i wspomnienia których nie chciał teraz odtwarzać.
-Nie musi, pogodziłem się z tym.- Na twarz Thar’a powrócił blady uśmiech, po czym cofnął się dalej od światła, całkowicie znikając w cieniu.
-Cóż…- powiedział- ...wygląda na to że ja płacę, mogę cię w zamian o coś prosić?-
-Zależy o co chodzi.- Odpowiedział Loke, zastanawiając się czego tym razem ten może chcieć.
-Chciałbym usłyszeć resztę historii, jak poradziłeś sobie od śmierci rodziców… Oczywiście jeżeli chcesz.- Ton głosu Thar’a miał na celu upewnienie go że nie musi tego robić jeżeli nie chce, jednak jedyne co osiągnął to wywołanie rosnącej irytacji. Loke nie mógł się pozbyć wrażenia że Thar’owi go żal i niesamowicie go to denerwowało. Jednocześnie teraz, kiedy zaczął mówić nie mógł przestać, źle czułby się nie doprowadzając opowieści do końca, zupełnie jakby zatrzymał się na śmierci rodziców, co nie było prawdą.
-Mogę ci opowiedzieć, w końcu to nic czego nie mógłbyś dowiedzieć się samemu pytając odpowiednich ludzi. Poza tym…- posłał Thar’owi mordercze spojrzenie- ...przestań się litować, wkurza mnie to!- Mimo że nie mógł teraz rozpoznać miny Thar’a, mógł przysiąc że ten się uśmiechnął.
-Jak chcesz, możesz zaczynać.- Loke przełknął ślinę i wziął głęboki wdech, przygotowując się na kontynuowanie opowieści.
-Kiedy moi rodzice zginęli zostałem najpierw pobieżnie przesłuchany, a potem odesłany do dziadka od strony matki, jako jedynego znanego żyjącego krewnego. Nie znałem innej rodziny poza nim, a sami rodzice nigdy o nikim innym nie wspominali, ani nie utrzymywali kontaktu. Miałem wtedy dziewięć lat, a razem z nim spędziłem kolejne dwa i myślałem że tak właśnie będzie wyglądało dalej moje życie. Nie pogodziłem się jeszcze wtedy z utratą rodziców, jednak dziadek bardzo mi pomagał i zajmował się mną najlepiej jak umiał. Ufałem mu że mnie nie zostawi tak jak ufa się jedynej pozostałej rodzinie.- Loke zrobił przerwę, czując jak męczy mu się gardło, nieprzyzwyczajone zbytnio do dłuższych wypowiedzi. Z nieufnością popatrzył na stojący przed nim nienaruszony drink. Przełamując się, pociągnął z łyk, natychmiast tego żałując gdy muląca słodycz wypełniła jego usta i popłynęła przez gardło.