Złodziej Ch2
-Poczekaj chwilę… Barnes, masz coś do zapalenia?-grubas spytał, przerywając Thar’owi w środku zdania i zamykając oczy, jakby układając informacje które dopiero co otrzymał. Podwładny, niczym wyrwany nagle ze snu wpatrzył się w swojego przełożonego nierozumiejącym wzrokiem, niezdolny do szybkiego kojarzenia faktów, w czasie gdy mimowolnie ciągle myślał o tym co przed chwilą usłyszał od Thar’a. Ta chwila wahania pozwoliła Loke’owi na bezpieczne wyciągnięcie ręki z kieszeni jednym płynnym ruchem, unikając wykrycia.
-Papierosa! Masz papierosa?!- Starszy stopniem otworzył oczy i zrobił minę jakby tłumaczył coś umysłowo opóźnionemu. Barnes przygryzł wargę i sięgnął do lewej kieszeni kurtki, wyciągając opakowanie papierosów i podając jednego grubasowi, który wyciągnął zapalniczkę, zapalił i zaciągnął się dymem, którego zapachu Loke tak bardzo nie znosił. Zamknął oczy i powoli wydmuchał kłąb, najwyraźniej kontemplując sytuację. Jego twarz coraz bardziej się marszczyła, w miarę jak zdawał sobie sprawę że opowieść tak naprawdę nie dała mu żadnych informacji czego przybysze szukają i było to co najmniej podejrzane.
-Idźcie już, nie możemy wam pomóc.- stwierdził spokojnie, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł, a za nim podążał ślad wydmuchiwanego dymu.
-Słyszeli komendanta, wynocha!- zawarczał policjant, odzyskując w jednej chwili cały wigor, także odwracając się ostentacyjnie plecami i odchodząc kawałek. Loke spojrzał na Thar’a, którego wyraz twarzy wyrażał czystą wściekłość, mimo to jego głos był nadzwyczaj spokojny kiedy wypowiadał następne słowa.
-Dobrze, idziemy, sami sobie damy radę!- Powiedział i pociągnął Loke’a za rękaw dając sygnał aby iść za nim, Loke nie miał jednak zamiaru tak łatwo odpuszczać, zdecydowanie ruszył w kierunku agresywnego policjanta. Beton miał tą jedną właściwość, że zwłaszcza na placach takich jak ten powstawało na nim wiele nierówności i z czasem także bruzd. Krok za plecami policjanta noga Loke’a zahaczyła o jedną z tych bruzd i poczuł jak cały jego ciężar, który miał spocząć na wyciągniętej nodze ciągnie go do przodu. Uczepił się jedynej podpory jaka była w jego zasięgu. Policjant poczuł nagłe szarpnięcie gdy nastolatek powiesił się na jego kurtce, ratując się przed pewnym upadkiem, nie poczuł jednak ręki chłopaka która zanurzyła się w jego kieszeni, a następnie ukryła opakowanie papierosów w rękawie czarnej bluzy. Z wściekłością strącił z siebie ręce chłopaka, który bezwładnie upadł na ziemię.
-Uważaj jak łazisz cholerny idioto!- wrzasnął na Loka, który pośpiesznie podniósł się i nieśmiale wymamrotał przeprosiny, opuszczając głowę i unosząc wyżej ramiona, ukrywając twarz głębiej w cieniu kaptura w sposób jaki nie powinien wzbudzić podejrzeń. Już po sekundzie obok niego pojawił się Thar, którego obecność momentalnie odwróciła uwagę od Loke’a.