Złodziej Ch2
-Przepraszam bardzo za niego, potrafi być takim niezdarą!- Ton głosu jakim to wypowiedział nie pozostawiał żadnych wątpliwości jak bardzo żałuje że ta sytuacja się wydarzyła. “Jak on to robi?!” pomyślał Loke z zazdrością.
-Mam was dość, jeżeli nie znikniecie stąd w tej sekundzie to was aresztuję!- Policjant powoli tracił ostatnie resztki cierpliwości i Loke czuł że byłby skłonny spełnić groźbę, gdyby Thar w tej samej chwili nie pociągnął go w stronę wyjścia z placu, pozostawiając Barnes’a samego sobie. Kiedy w końcu opuścili otwartą przestrzeń i ruszyli dalej uliczkami, Thar ściągnął kaptur i popatrzył się uważnie na niższego chłopaka, który szedł obok w ciszy.
-Masz to.- Było to stwierdzenie, a nie pytanie. Loke dobrze wiedział że przez cały czas Thar uważnie go obserwował, mimo że miał swoją rolę do odegrania. Podłożył rękę pod rękaw, a następnie pozwolił zdobyczy wypaść, po czym podał ją Thar’owi, który szybko schował paczkę do kieszeni.
-Prawa kieszeń, do cholery!- Loke nie mógł się powstrzymać. Był o krok od zdemaskowania, w momencie gdy grubasek poprosił o papierosa, a teraz gdy było po wszystkim, stres i świadomość o jaki włos od tragedii byli zaatakowały dotąd wolny od nich umysł Loke’a.
-Powinna być w prawej kieszeni, nie odpowiadam za to że wyjątkowo schował je do lewej.- Stwierdził Thar, najwyraźniej uważając że to całkowicie go uniewinnia. Loke miał ochotę się spierać, jednak tym razem odpuścił, ciesząc się jedynie że to koniec.
-Dobra, a teraz z łaski swojej pokrąż tak jeszcze z pół godziny i możesz wracać!- Powiedział Thar i jakby nigdy nic skręcił w kierunku mieszkania, zostawiając zaskoczonego i zdezorientowanego Loke’a w tyle.
-C-co?!-wykrztusił z siebie, nie do końca wierząc w to co dopiero usłyszał.
-Dzięki, jakoś się odwdzięczę!- Było jedynym co Thar odpowiedział, zanim nie zniknął za kolejnym zakrętem, pozostawiając Loke’a jego rosnącej wściekłości.
--------------------
Drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem, a on wkroczył powoli do pokoju. Freyi siedziała po turecku na siedzisku sofy z laptopem rozłożonym na kolanach, najwyraźniej nawet nie zauważając że ktoś otworzył drzwi. Loke przekroczył próg i zamknął za sobą, a krople wody kontynuowały radosne skapywanie z jego ubrań, mocząc podłogę. Kiedy Thar zostawił go po oddaniu paczki rozważał spełnienie jego prośby, jednak kiedy zaczął kropić deszcz, ignorując fakt że nie minęło nawet piętnaście minut od kiedy się rozdzielili, ruszył z powrotem. Niestety już po chwili deszczyk okazał się być ulewą, przez którą w kilka minut gorączkowego biegu i krycia się pod każdym napotkanym schronieniem, nie pozostał na nim ani centymetr suchej tkaniny i krycie się straciło sens. Ściągnął buty, rzucając je w kąt pokoju, już po chwili tego żałując, gdy jego stopy w przemoczonych skarpetkach spotkały się z zimną podłogą, wydając przy tym nieprzyjemny, chlupoczący dźwięk. Nagle z kuchni wynurzyła się głowa Thar’a, o wyraźnie niezadowolonej minie.
-Człowieku jak możesz trzymać takie śmieci w domu!? Poza tym nie miałeś być trochę później?- Loke mógłby przysiąc że z wściekłości pulsowała mu każda żyła na twarzy.
-Nie bądź dla siebie taki ostry…- zawarczał Loke, czując się dobrze mogąc na kimś się wyładować. Thar otworzył usta, jakby nie do końca zrozumiał o co chodziło, po chwili jednak zmarszczył czoło, wyraźnie dotknięty zniewagą.
-Chodziło mi o to co trzymasz w lodówce! Jak można takie rzeczy w ogóle jeść!- Krzyknął, na powrót znikając w kuchni, mrucząc jeszcze coś do siebie. Mimo że Loke nie mógł wyłowić całych zdań, usłyszał słowa takie jak “śmieci”, albo “Boże!”. Prawdopodobnie powinien tam iść i spojrzeć co Thar wyprawia, najpierw jednak czuł drastyczną potrzebę przebrania się. Podszedł do komody z której wyciągnął bieliznę, jakiś znoszony podkoszulek i spodnie, po czym wszedł do łazienki, zostawiając za sobą mokry ślad prowadzący przez cały pokój.