Złodziej Ch2
-Nareszcie…- westchnął gdy drzwi się za nim zamknęły. Łazienka była cała wyłożona ciemnymi, krwistoczerwonymi płytkami i mimo że nie była ona duża mieściła takie niezbędne sprzęty jak prysznic, ubikacja, umywalki i kaloryfer a także małe lustro powieszone nad umywalką. Loke ściągnął z siebie mokrą bluzę i koszulkę, a następnie powiesił je na metalowym kaloryferze, po czym chwycił ręcznik wiszący na metalowym haczyku i zaczął się wycierać. Nagle poczuł jak po jego plecach przechodzi dreszcz, a w nozdrzach pojawia się irytujące swędzenie. Zanim zdołał się powstrzymać, potężne kichnięcie niemal pozbawiło go równowagi.
-Cholera…- zamruczał, a następnie wziął się do ściągania z siebie reszty mokrych ubrań. Spodnie i bielizna podzieliły los bluzy i koszulki, zwisając ponuro z kaloryfera, tworząc powoli mokrą kałużę na podłodze. Kiedy wytarł się cały, szybko narzucił na siebie suche ubrania. Było to zdecydowanie miłe uczucie, nareszcie być w czymś suchym i ciepłym, potrzebował jednak jeszcze czegoś ciepłego, co rozgrzałoby go od środka. Rozmyślając co przygotować tym razem pchnął drzwi, wychodząc z łazienki do pokoju. Co prawda dopiero co ją poznał, jednak nie wywołał w nim zaskoczenia fakt że Freyi cały czas pozostawała w tej samej pozycji mimo że wyglądała ona na niesamowicie niewygodną, dalej wpatrując się w monitor laptopa. “Dziwna…” pomyślał, a potem ruszył do kuchni, gdzie za chwilę miał przygotować sobie coś ciepłego i dobrego… To co zastał sprawiło że zatrzymał się w pół kroku, wpatrując się z niedowierzaniem i zastanawiając nad prawdziwością tego co widzi. Lodówka w której trzymał wszystkie kupione dania była otwarta i co chwila wylatywały z niej na pobliski blat pudełka zawierające gotowe potrawy. Nagle podążając za kolejnym wyrzuconym obiadem wynurzyła się głowa Thar’a.
-O, już jesteś! Mam tylko jedno ważne pytanie, czy TY jadłeś tylko i wyłącznie TO?!- Krzyknął, dramatycznym gestem wskazując no kopczyk utworzony na blacie. Loke musiał chwycić się za skronie i powstrzymując od podejmowania pochopnych decyzji, przypomnieć sobie dlaczego właściwie ta dziwna dwójka siedzi w jego mieszkaniu. Kiedy poczuł że na powrót panuje nad emocjami odezwał się.
-Tak, jest w nich coś złego? I co ty tak właściwie robisz?- Zapytał, a ton jego głosu miał wyraźnie sugerować oczekiwaną odpowiedź, Thar jednak zdawał się tego nie zauważyć, kontynuując żywą gestykulację.
-Przecież to są same gotowe obiady! Czy ty zdajesz sobie sprawę czego oni tam dodają żeby totalne beztalencia kucharskie mogły to jeść?!-Loke poczuł jak na słowa “totalne beztalenci” jego duma upada na kolana.
-Tak i co z tego?- Zapytał, próbując ukryć swoje skrępowanie.
Thar oparł dłonie na bokach i pochylił się lekko, robiąc zaskoczoną minę, wpatrując się uważnie w Loke’a.
-Czy ty nie umiesz gotować?!-Zapytał, nie kryjąc zaskoczenia, a Loke z jakiegoś powodu poczuł jak uczucie wstydu wkrada się głębiej do jego umysłu.
-M-mówisz jakbyś sam umiał!- Odpowiedział, ukrywając swoje zażenowanie. Thar uśmiechnął się tylko ukazując wszystkie zęby.
-Jutro pójdziemy na zakupy!- Loke poczuł rosnącą irytację. Czy ten przybłęda chciał mu gotować, czy raczej go otruć? ”Mniejsza z tym…” pomyślał ”...to chyba nie najgorszy sposób na zejście z tego świata.”