Złodziej Ch2
-Przepraszam! Mogę chwilę przeszkodzić?- Głos Thar’a momentalnie sprawił że policjant odwrócił się do nich twarzą. Zaczerwienione, zmęczone oczy zmrużyły się, lustrując obu przybyłych. Policjant, który z początku wydawał się Loke’owi taki sam jak każdy inny teraz nabrał jednostkowych cech. Okrągła, niemal kulista, ogolona głowa i jasna karnacja kontrastowały z czarną, wzmacnianą policyjną kurtką chroniącą przed deszczem i chłodem. Ostre rysy twarzy wykrzywiły się w grymasie niechęci, który skutecznie odstraszyłby większość porządnych obywateli, kiedy zobaczył jednak że Thar mimo to nie ma zamiaru zrezygnować wyjął papierosa z pomiędzy zębów i otworzył usta, ukazując rząd żółtych, zniszczonych nałogiem zębów.
-Czego chcesz? Nie widzicie że mam przerwę?-Zawarczał, a jego słowa emanowały agresją i skrywanym ostrzeżeniem. Gdyby Loke był sam, najpewniej zrezygnowałby i odszedł, stwierdzając że potencjalny łup nie był wart problemów jakie mógł spowodować wściekły glina, Thar jednak wydawał się nie zauważyć groźby ukrytej w wypowiedzi policjanta.
-Chciałem się tylko dowiedzieć czy mógłby nam pan wskazać kierunek, rzadko bywamy w tej dzielnicy i…-
-Nie! Nie powiedziałem ci dopiero że mam przerwę?! Nie macie co robić tak wcześnie tylko mi przeszkadzać?- Przerwał mu mężczyzna, wypluwając z siebie słowa, jakby każda chwila rozmowy była dla niego fizycznie bolesna, chcąc jak najszybciej przegonić niechciane przybłędy. Thar jednak nie miał zamiaru dać za wygraną, dając małemu złodziejowi tak dużo czasu jak tylko można było. Loke za to czuł się jak łowca wśród dzikiej zwierzyny, na wygranej pozycji, jednak jeden, choćby najmniejszy błędny krok i rozerwą go na strzępy. Teraz, kiedy uwaga mężczyzny była skupiona na Thar’rze, należało przystąpić do pracy, powoli i niezauważalnie zaczął zbliżać się do policjanta, zbyt skupionego na krzyczeniu na Thar’a by zauważyć drobne ruchy jego niższego i mniej pokaźnego kompana. Ruch po ruchu, centymetr po centymetrze, Loke przybliżył się na tyle, aby jedynie wyciągnięcie ręki dzieliło go od mężczyzny.
-Co się tu dzieje Barnes?!- Loke omal nie podskoczył gdy z oddali dobiegło pytanie i szybko podniósł wzrok aby zlokalizować jego źródło. W ich stronę zbliżał się grubawy funkcjonariusz, zdecydowanie bardziej przywykły do pracy biurowej niż terenowej o czym dobitnie świadczył okazały podwójny podbródek. Mimo tego, dorobił się widocznie wyższego stopnia w hierarchii, okazała złocona gwiazda, wyszyta na prawym rękawie na wysokości ramienia jaśniała na czarnym materiale kurtki jak na nocnym niebie. Małe oczka wpatrywały się w Thar’a i jak się okazało, Barnesa spod tłustej grzywki rzadkich, brudno-brązowych włosów, a usta o nienaturalnie szerokich wargach wyrażały głęboką dezaprobatę.
-Nie wrzeszcz tak człowieku, obudzisz cały Dystrykt! Ludzie niedługo wstają do pracy, a niewyspani pracownicy nikomu nie przynoszą nic dobrego!- Powiedział zatrzymując karcące spojrzenie na podwładnym, z którego jakby w jednej chwili uciekło powietrze i który zaczął nerwowo przygryzać wnętrze policzka. Grubasek pokręcił głową i popatrzył się na Thar’a
-A teraz, o co chodzi? Możemy panu w czymś pomóc? Proszę pytać i iść, tutaj się ciężko pracuje!- Thar’owi więcej nie trzeba było. Loke nigdy nie miał zbyt dobrego kontaktu z ludźmi, rzadko kiedy spotykał swoich rówieśników, nawet kiedy jeszcze zajmowali się nim rodzice i może dlatego był tak zafascynowany przedstawieniem które właśnie odgrywał przed nim Thar. Cała uwaga obu mężczyzn była całkowicie skupiona na nim, a on mówił o tym jak to rzadko bywają w tym Dystrykcie, że kogoś odwiedzali, że muszą wracać, manewrując słowami i tematami w ten sposób, aby nie musieć podawać żadnych konkretnych informacji, utrzymując jednocześnie policjantów w przekonaniu że otrzymują oni kompletną historię przesyconą detalami. Ręka Loke’a swobodnie wślizgnęła się do prawej kieszeni kurtki. Gdyby to tylko zawsze było takie proste, wystarczyłby jeden dzień na całomiesięczne utrzymanie… Palce jego dłoni powoli rozprostowywały się i zginały w kieszeni kurtki policjanta, starając się nie wywołać najmniejszego choćby poczucia ruchu u właściciela. Kieszeń była jednak kompletnie pusta. Loke szybko przeleciał wzrokiem po całej prawej stronie kurtki, jednak była to jedyna prawa kieszeń i nie było mowy o pomyłce.