Zegarmistrz
„Powinnam okleić filcem te cholerne obcasy” – pomyślała ze złością, usiłując iść na paluszkach.
„Cholerny Alexander” – dodała po chwili. Suknia plątała się pomiędzy nogami, za podwiązką wystarczyło miejsca tylko na filigranowy damski pistolecik… Poza nim do obrony miała jedynie jedwabną parasolkę.
W okolicach Whitehall opadły ją tumany mgły. Przez brudny woal ledwie przedzierało się mdłe światło ulicznych latarń. Gdzieś w oddali, na dwa głosy zawodziły ogarnięte wiosennym szałem koty. Coś musnęło ją w policzek: miękki dotyk czegoś śliskiego
i chłodnego sprawił, że wrzasnęła z przerażenia. Zakrywając usta dłonią, zaczęła rozglądać się wkoło, trzymając parasolkę jak tarczę. Jakiś ciemny kształt bezszelestnie przemknął tuż przed jej nosem, by rozpłynąć się we mgle. Po chwili wrócił, zataczając dość chaotyczne kręgi wokół jej głowy i Lil ze zdumieniem rozpoznała sylwetkę nietoperza.
Wielkości ręki, aksamitnie czarny, bezgłośnie trzepotał błoniastymi skrzydłami tuż przed jej twarzą, jakby usiłując wybadać kim jest. Lil machnęła parasolką, ale stworzenie wykonało bezbłędny unik i odleciało kawałek: nie za daleko, tak aby nadal pozostawało widoczne. Dziewczyna podwinęła suknię i zza koronkowej podwiązki wyciągnęła mikroskopijny pistolecik. Potocznie zwany „solniczką Thorpsa” rewolwer wiązkowy był tak mały, że w całości ginął w jej drobnej dłoni. Lil zrobiła kilka kroków do przodu i wycelowała starannie. Nietoperz natychmiast odfrunął na bezpieczną odległość, jakby urągając jej strzeleckim zapędom. Zaczęła się zabawa w kotka i myszkę: dziewczyna robiła krok w przód – nietoperz polatywał w tył, bezbłędnie odgadując jej zamiary.
- No dalej, nie uciekaj mały potworku… - mruknęła Lil przez zaciśnięte zęby – Przecież nic ci nie zrobię…
Nietoperz kpił z niej w żywe oczy. Trudno było celować, jednocześnie usiłując utrzymać nad głową rozpostarty parasol, a tren sukni poza zasięgiem błotnistych kałuż.
W pewnym momencie stworzenie jakby się zmęczyło, bo opadło na płaskie zwieńczenie muru otaczającego jedną z kamienic. Lil zbliżała się krok za krokiem, nie spuszczając wzroku z dziwadła. Nietoperz pełzał po murze, opierając się na kościach zgiętych skrzydeł, co wyglądało odrażająco. Było w nim coś bardzo niepokojącego, tylko Lil nie umiała powiedzieć, co… Już sam fakt, że nietoperz nie okazywał lęku przed człowiekiem wiele dawał do myślenia. Poza tym zwierzę bawiło się z nią w ciuciubabkę – nie miała pojęcia, że te ssaki mogą być aż tak inteligentne. Podeszła na tyle blisko, że mogła zobaczyć szkaradny - coś ja skrzyżowanie buldoga z nosorożcem - pysk stworzenia. Dostrzegła także jego oczy: utkwione w niej dwie kulki zimnego, błękitnego światła.
Potem czas jakby przyspieszył: Lil w ułamku sekundy spostrzegła śrubki
i mechaniczne przeguby, nietoperz zasyczał na nią, a wraz z tym sykiem z jego najeżonego zakrzywionymi ząbkami pyska wystrzelił biało niebieski promień, który trafił ją w zaciśniętą na miniaturowym pistoleciku dłoń… Skurcz ogarnął całe jej ramię, które podskoczyło w górę. Broń wypaliła, ale pocisk poszybował gdzieś ponad dachami, jednocześnie Lil poczuła, że leci w powietrzu. Wyrżnęła tyłem głowy w bruk i natychmiast spowiła ją ciemność.
Obudziła się nagle, w pokoju tonącym w miękkim blasku świec. Ostrożnie uniosła się na łokciach, ale natychmiast oślepiający ból głowy zmusił ją do ponownego opadnięcia na poduszki. Jedyne, co zdążyła stwierdzić, to fakt, że leży w niezbyt czystej pościeli, a z pokoju obok dochodzi pogwizdywanie i zapach gotowanego mięsa. Spojrzała po sobie, z ulgą konstatując, że ma zapiętą suknię i trzewiki na nogach. Bolał ją tył głowy i lewe ramię miała zdrętwiałe – poza tym wszystko wydawało się być w porządku. W tym samym momencie
w drzwiach prowadzących do sąsiedniej izby ukazał się mężczyzna z parującym garnczkiem w jednej, a wielką łyżką w drugiej dłoni.