Żeby się odnaleźć musieliśmy się zgubić…
Dostaliśmy mieszkanko w którym oprócz paneli na podłogach i aneksu kuchennego, nie było nic…
Wyszliśmy na ulicę i śmieciach znaleźliśmy mokry materac, stołek, blat na stół…
Wieczorem zrobiliśmy na tym co mieliśmy parapetówkę! Przyszli nasi znajomi każdy coś przyniósł, od głupich łyżek i małych miseczek zaczęliśmy budować naszą wspólną przyszłość. Skompletowaliśmy meble i tak zaplanowaliśmy, że zostaniemy na dłużej w Szkocji. Darek miał pójść do pracy w swoim zawodzie, jako stolarz, ja zaś miałam sprzątać w hotelu.
Pierwszego dnia w nowym mieszkaniu umówiliśmy się o której wrócimy. Nie mieliśmy jeszcze dwóch telefonów komórkowych, więc nie mogliśmy się porozumiewać bezpośrednio. Pocałowałam Darka i poszliśmy każdy w swoją stronę… „
Jak Darek zaginą, mnie zamarło serce.
„Zaginą, zgubił się. Po pracy jak umówilismy się przyszła do mieszkania ,a on nie wracał i nie wracał.. zaczęłam się martwić, dzwonić do znajomych, ale nikt nic nie wiedział… Nad miastem zawisły czarne chmury i przeraźliwie lał deszcz. Nie zrażało mnie to ani troszkę. Wyszłam na ulicę i z kartką, którą dostałam od szefa Dariusza, szłam przez miasto. Na papierze miałam rozrysowaną drogę, gdzie wysadzili go odwożący z terenu zakładu kierowcy i tak szłam w tym deszczu przemoczona jak bym wyszła ze stawu. Oglądałam każdy budynek i myślałam gdzie mógł pójść, w którą ulicę skręcić. Całą drogę płakałam, ciągle miałam w myśli fakt, co powiem jego rodzinie. Co będzie jak go zabili…
Doszłam po paru godzinach na przystanek autobusowy. Zapłakana i przemoczona zobaczyłam Darka jak siedział załamany, bezradny i zrezygnowany.
Jak ujrzałam wówczas jego oczy zrozumiałam, że to co do niego czuję to miłość i nie wiem jakbym sobie poradziła gdyby go nagle zabrakło obok mnie. Wtedy naprawdę zrozumiałam, że go kocham, na tym przystanku w Edinburghu.
Potem już bardziej zadbałam o niego, zawsze nosił przy sobie kartkę na której pisało, że zgubił się, gdzie mieszka i żeby mu pomóc.”
Żyło się nam coraz lepiej, ale Szkocja pokazała nam swoją ciemną stronę nie raz…
„Byliśmy coraz szczęśliwsi tam na tej obczyźnie, wiodło się nam jakoś, Nie mogliśmy narzekać. Po półtorej miesiąca zadamawiania sie tam, spotkaliśmy w SCCOTMID’ie, a właściwie pod tym sklepem żebrzącą młodą Polkę. Siedziała tam sama, płakała i prosiła o pieniądze. Zagadała do nas, gdy usłyszała, że i my mówimy po polsku. Najpierw myśleliśmy, że to jakaś oszustka, naciągaczka. Darek jednak nie przeszedł obok niej obojętnie. Jego rola nie skończyła się na tym że dał jej parę funtów, czy bułkę. Wzięliśmy ją do naszego mieszkania. Potem okazało się, że była to bardzo uczciwa, przyjazna dziewczyna, której po prostu nie powidło się za granicą… Bała naprawdę świetną młodą inteligentna osobą. Znała 5 języków. Można było od niej uczyć się pokory i skromności. Niestety ona jest przykładem, że nie każdy dorabia się majątku i jest szczęśliwy jak wyjedzie z kraju. Mieszkała z nami 3 miesiące, zdążyliśmy ją poznać, polubić, a ją zwyczajnie poćwiartowano… i to w kościele! był dla nas cios! Ona mieszkała z nami, siadała do wspólnej kolacji, jadła naszą łyżką i otulała się naszym kocem, a co z nią zrobiono… Taka sytuacja mogła przytrafić się każdemu. Co może bezbronna kobieta, która sama znalazła się w obcym kraju i nie umiała sobie poradzić z tym co na nią spadło. Zawsze znajdzie się ktoś kto będzie chciał wykorzystać nasze słabości i Szkocja pokazała nam to dobitnie, dogłębnie i to kilka razy… Skoro mogą cię poćwiartować, jak kawałek mięsa w rzeźni to mogą zrobić z ciebie wszystko. Mogą zrobić z ciebie szmatę, upodlić i zarznąć. A tam trzeba było obok tego żyć i mówić że nienormalne jest normalne…”