Żeby się odnaleźć musieliśmy się zgubić…
W piątek kupiliśmy działkę, w niedziele ochrzciliśmy dziecko…
Trzeba było pomyśleć co dalej, jak ułożyć to nasze życie. Postanowiliśmy z Darkiem, że wrócimy do Szkocji zaraz po Tm jak ochrzcimy córeczkę.
Uroczystość miał miejsce w sierpniu, w niedzielę. Mąż załatwiając formalności w piątek przejeżdżał obok placu na sprzedaż. Zobaczyliśmy działkę, w ten sam dzień, załatwiliśmy formalności, zostawiliśmy zaliczkę, mięliśmy już kawałek ziemi w Polsce pod budowę naszego domu… Nawet nie wiem kiedy to się stało, ale w jeden weekend załatwiliśmy to wszystko. Z maleństwem na rękach wróciłam do Szkocji…
Ja ścierałam kurze, Marysia spała na biurku.
Sprzątałam w biurach, a moja mała Marysia była zawsze ze mną. Nie miałam jej z kim zostawiać więc zabierałam ją ze sobą do pracy. Potem zaczął się też okres w moim życiu, że ciągle byłam na walizkach. Latałam do Polski bardzo często w związku z rozpoczętą budową, naszego domu. Trzeba było dopilnować wielu rzeczy i tak z malutka Marysią na rękach latałam dopatrzeć jak tworzy się nasze dzieło życia na przyszłe lata…
Dobrze się na powodziło, mieliśmy wszystko co potrzebne do szczęścia, a skoro mieliśmy wszystko to czemu się tym nie podzielić z jeszcze jednym dzieckiem, Tak podjęliśmy decyzję, o kolejnym potomku. Mąż znów, jak powiedział tak zaraz zrobił.
Przestałam pracować. Założyłam własną działalność, by łatwiej było mi kiedyś tam ewentualnie wrócić i dla uporządkowanie formalności. W ósmym miesiącu ciąży wróciłam do kraju. W Lipcu na świat przyszedł Kamilek. To był moment kiedy trzeba było podjąć decyzję jak dalej chcemy żyć. Wydawało mi się wówczas, że ostateczną . dzisiaj wiem, że ostateczna decyzję podejmę, gdy zegar mojego bytowanie na ziemi zatrzyma się.
Z samolotu machaliśmy Szkocji na pożegnanie
Zaraz po urodzeniu drugiego dziecka wyjechałam za granice, ale bardzo szybko wróciłam. Rozpoczęliśmy nowe życie. 30 września wprowadziliśmy się do naszego nowego domu. Naszego ‘gniazda’ w Polsce. Miałam wówczas ostatni raz polecieć do Szkocji, pozamykać wszystko, by zacząć żyć zarabiać i pracować w Polsce. Z mężem wróciliśmy do kraju by teraz tutaj budować nasze szczęście.
NO i chyba nie byliśmy gotowi na to co nas wówczas spotkało. Zgniotła i zmiażdżyła nas szara rzeczywistość tego kraju. Zaczęliśmy życie od popularnego Kuronia w Polsce. Mąż pracował za jakieś śmieszne pieniądze, ponadto musiał dojeżdżać do pracy 35 km. 6 stycznia poszłam do pracy w ojczyźnie, na pół etatu za równie marne pieniądze.
Duży dom, dwoje małych dzieci, rachunki i życie. Nie umieliśmy poradzić sobie z tym. Przestawienie się takie drastyczne, na warunki tutejsze wówczas okazało się dla nas nie do przejścia. Rozbiliśmy lokatę tracąc na tym sporo, ale jakoś trzeba było żyć.
Kolejny przełomowy moment w naszym życiu czas kiedy musiałam pożyczyć od siostry 20 zł na chleb. Wróciłam ze Szkocji z tyloma zaoszczędzonymi pieniędzmi i co… Wszystko na kontach, lokatach, w obligacjach- pozamrażanie, żeby zarabiało na siebie, a my nie mieliśmy na zwykły chleb.