Zacznijmy od początku VI
-To wszystko Maks. Tak powstała moja fundacja ,dzięki jednej małej dziewczynce spotkanej w parku. Odmieniłam jej ostatnie dni życia ,a ona zmieniła moje życie na zawsze. – Karina rozpłakała się rzewnymi łzami . Miła Pani Olga patrzyła na nich z fascynacją i chyba współczuciem. I przechodziła z nogi na nogę.. Boże! Godzina 19, zapewne zamykają ,a my siedzimy tu od wczesnego popołudnia.
-Przepraszam Państwa , ale zamykamy. Zapraszamy jutro ,będą świeże babeczki, mamy nowy smak .. – ale nie zdążyła dokończyć ,ponieważ Karina była już na zewnątrz. Maks wybiegł za nią ,zdezorientowany zachowaniem Kariny. Kobieta szła bardzo szybko, chociaż rozpadało się i było ślizgo. Maks zdyszany dogonił ją i nic nie mówiąc ją przytulił. Ku jego zdziwieniu nie odepchnęła go tylko mocno się wtuliła w jego ramiona i przeprosiła. Zaczęła mówić bez ładu i składu , że jeszcze nikomu nie opowiadała o Lilce,że to jej tajemnica ,którą poznał tylko on. Ale jedno pytanie zawisło w powietrzu. Maks bał się je powiedzieć,a Karina nie chciała ,ale czuła,że musi bo niedopowiedzenie jest najgorszym rozwiązaniem z obecnie możliwych.
-Tomasz wyjechał. Nigdy więcej go nie widziałam. – Czuła jak ciężar spada z Maksa. Poczuła jak jego ciało się odpręża i odczuwa ulgę. Nic nie musiał mówić. Po prostu ją pocałował.
Basia.
Basia stała z ogromną parasolką czekając na taksówkę. Miała tu być dziesięc minut temu! Marysia napewno już wylądowała i martwi się na lotnisku.Ona to panikara.Jeśli coś nie idzie zgodnie z planem rozpacza jak mało kto! A spóźnienie minimum półgodzinne przy takiej pogodzie ma jak w banku. Deszcz lał jak z cebra, było duszno i zapowiadało się na burzę ,której boje się jak małe dziecko. Pięknie Londyn przywita nową turystkę , pokaże swoje walory już pierwszego dnia – rozmyślała Basia,gdy żółty pojazd zatrzymał się przed jej stopami. Strząchnęła parasolkę i wskoczyła z prędkością Strusia Pędziwiatra do samochodu. „Na lotnisko proszę!”.
Marysia.
Jak tu jest pięknie.. Marysia popijała kawę przy wejściu na lotnisko. Wylądowała ponad dwie godziny temu. Wszystko się pośpieszyło ,ale ona nie chciała denerwować Basi, przyjedzie to będzie. Znalazła uroczą kawiarenkę z tłumem ludzi i usiadła po środku, przez nikogo nie zauważona.Ot zwykła kobieta. Podziwiała typową londyńską pogodę.Kafejka miała ogromne okno prosto na jedyny postój taksówek ,więc Basia nie zostanie nie zauważona.Ale się zdziwi jak zobaczy,że Maria siedzi,pije kofeinę i wcale,ale to wcale się nie denerwuje nowym miejscem, nieznanym krajem i barierą językową. Marysia przyjechała tu z nowym nastawieniem i nowym spojrzeniem na świat. I oby Baśka pomogła jej w to uwierzyć bo sama może sobie nie poradzić. Jej rozmyślaniom przerwał telefon.Sebastian dzwonił.W pierwszym momencie nie chciała odbierać.Wciąż napewno był na nią zły ,że wyjechała.Gdy mu powiedziała o swojej decyzji zaregował jak się spodziewała – nerwowo. Ale zaakceptował co było dla niej ogromnym szokiem i była mu za to wdzięczna.Chociaż za to. Mama Stasia zgodziła się prowadzić i przyprowadzać maluchy do przedszkola i do domu. Zająć się nimi do powrotu ich taty. Była jej okropnie wdzięczna.Wiedziała,że musi jej to wynagrodzić.Może zabierze ją na weekend nad morze? Nigdy morza Stasia nie widziała ,a lat jej nie ubywało. To jest dobry pomysł. Wsiądą w pociąg,ona,mama Stasia,Julcia i Michał. Pieniędzy im nie brakuje , czasu mają,aż za wiele.