Zacznijmy od początku VI
-Jak podobała Ci się wizyta u Pani Żanety? – gryząc kawałek swojej babeczki Maks postanowił zacząć rozmowę.
-Nie podobała mi się. Nie powiedziała mi nic nowego i .. zwykła naciągaczka – wyżaliłam się , bo cóż miałam innego zrobić? A latte z tymi pistacjami, mmm ‘cud,miód,pistacja’ – uśmiechnęła się w duchu.
-Mi pomogła. To była moja dziesiąta sesja . – O rany, co ta kobieta może powiedzieć więcej niż swoje złote rady?może jak ktoś traci rodzinę to wyciaga jakiegoś asa z rękawa – Karina zastanawiała się.
-Wow! Ja bym na drugą się nie wybrała. Ale skoro Ci pomaga,widocznie lepiej jej się pracuje z mężczyznami – znacząco uśmiechnęłam się w jego kierunku.
-Być może.. – zamyślił się nowy znajomy. Miły ,jak się okazało po kolejnej godzinie rozmowy i drugiej babeczce.Tym razem owocowej.
Karina opowiedziała mu o mamie,o siostrach, z lekkim oporem o tacie i doszła do wniosku ,że tysiąc razy lepiej się czuje po rozmowie z Maksem niż z babą ‘żyletą’ ,a w gratisie dostała babeczki i kawę.Mogła tak od razu – zażartowała wesoła część Kariny. On wciąż pytał ,o jej codzienność. Nie mówiła mu o Marku, ominęła zręcznie temat , a na główny problem ulokowała zniknięcie ojca. Nie była gotowa by mu o tym mówić,chyba uznała,za zbyt wstydliwą i intymną sytuację z Markiem.
Rozpłakała się,gdy doszła do jednej z ważniejszych części swojego życia. „Szczęśliwe granie” tak nazwała swoją fundację ,którą założyła,gdy była jeszcze w szkole aktorskiej. Z pomocą jednego z wykładowców zdobyła wsparcie finansowe i mogła rozpocząć swoje działania. Później regularnie na konto fundacji wpływała co miesiąc ogromna kwota ,która pozwoliła na rozbudowanie budynku w którym Karina ogranizowała zajęcia . Dziś już wiem ,że to dzięki matce , Wiesławie spełniło się jej marzenie. Tylko czemu ona próbowała tak skrupulatnie ukrywać tą pomoc, pozostanie jej tajemnicą już na zawsze.
-Karina,jesteś kobietą o wielkim sercu skoro podjęłaś się prowadzić taką fundację !-zachwycał się Maks i wydawał się bardzo zainteresowany pracą Kariny, co jej schlebiało, choć próbowała tego po sobie nie pokazywać.
-Co Cię skłoniło ,żeby coś takiego stworzyć? – Z nieodpartą ciekawością Maks wypytywał ,a Karinie było coraz ciężej ukrywać ,że jej się to nie podoba ,ponieważ ona tym żyła i to było najlepsze co w życiu ma. Po za Marysią i Basią oczywiście. Karina opowiedziała historię od której wszystko się zaczęło.Była zima ,zawieruchy,temperatury arktyczne ,ona wybierała się ze swoim ówczesnym chłopakiem (Tak, to był Marek,ale zmieniła mu imię ) Tomaszem do kina ,na jakąś premierę,dzisiaj już nie pamięta co to było. Jej życie kręciło się wokół gry,aktorstwa.Tomasza również.Idąc odgrywali role do swojego przedstawienia w najbliższą sobotę.”Miłość, na oko łagodna, w istocie bywa jak pantera głodna! I chociaż ślepa, drogi przyjacielu, najkrótszą drogą podąża do celu.” Zaśmiewali się radośnie ,co i rusz powtarzając swoje rolę do Romea i Juli. Byli mistrzami swojego roku. Zdobywali główne role i byli ulubieńcami nauczycieli.A do tego kochali się miłością ogromną.Historia jak z bajki-wtrącił Maks ,a Karina wiedziała jak bardzo się myli. Gdy idąc za ręcę , mając cały świat stojący otworem dla nich usłyszeli cichutkie ,”Tyle minut w godzinie – a każda minuta jest dniem” stanęli ,jakby w Ziemię wbici.Na ławce ,tuż obok nich,tak mało brakowało,a wcale by nie zauważyli , siedziała ,na około dziesięcioletnia dziewczynka. Miała chustkę na głowie ,którą wiatr porywał jej ,a ona chudymi ,bladymi rączkami musiała podtrzymywać ową chustę. A właściwie jedną rączką ,ponieważ w drugiej trzymała starą ,zmiętą książkę. Karina zawsze lubiła dzieci, nie stroniła od nich,ale nigdy nie pałała miłością na widok małych stópek i umorusanych lodami buź. A tej istotki trochę się przeraziła. Co za dziecko siedzi wieczorem ,w zimię ,na ławce ,w parku? I cytuje Szekspira ,gdyby było za mało. „Niesamowite dziecko” – wykrztusił Tomasz (dla mnie Marek..) jakby czytał jej myśli. Ale musiała się z nim zgodzić.