Wojna starców
o okazywać kartę obywatelską, jeśli
chciało się na krótki czas nająć do pomocy (Mii zaczynał powoli dostrzegać
konieczność posiadania pieniędzy), czy choćby zatrzymać na noc. W takich
sytuacjach, zgodnie ze słowami przygarbionego żołnierza, legitymował się
swoją „licencją szpiegowską”, co niestety często skutkowało wywaleniem na –
szczęśliwie tylko przysłowiowy – zbity pysk. Zdaje się, że nie wszyscy lubili
szpiegów… cóż, zdarza się w najlepszym państwie. Zwłaszcza że mieszkańcy
tego kraju zrzucali na tamtych winę za całe zło tego świata, uznając za ich
sprawkę nie tylko kwaśnienie mleka, ale nawet owe trzy dziwne gwiazdy,
które tymczasem stawały się coraz jaśniejsze.
Mii, gdy tylko miał taką okazją, wypytywał o wioskę z unoszącą się
w powietrzu kamienną głową, jednak nikt o takiej nie słyszał. Raz czy dwa
zagadnął także o niewysoką, ciemnowłosą młodą kobietę, która mogłaby
wędrować tędy przed nim, jednak dowiedział się jedynie, że jest pierwszym
podróżnikiem, jakiego zdarzyło im się widzieć. Tak wędrował przez dziesięć
dni, aż wreszcie dotarł do morza.
Po raz pierwszy zobaczył morze… i poczuł się rozczarowany. Wyobrażenie
bezkresnego przestworu wody, jakie wyniósł z książek, było jednak
piękniejsze. I zdecydowanie mniej monotonne.
Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu przystani, jednak plaża była
całkowicie pusta, jeśli nie liczyć piasku, oczywiście. Zastanawiał się przez
chwilę, po czym stwierdził, że przecież północ brzmi równie dobrze jak
zachód – i tam też się skierował, rozglądając dookoła, czy nie znajdzie się
może jakaś żywa dusza do zaczerpnięcia języka.
Znalazła się koło czwartej po południu, jednak że było to dziecko, Mii
ominął je szerokim łukiem. Bał się dzieci, tak jak większość ludzi obawia się
żyjących w całkowicie odmiennej rzeczywistości niż my szaleńców. Zdaniem
Mii nie było to dobre porównanie – z tymi ostatnimi było się zdecydowanie
łatwiej porozumieć.
Skoro było dziecko, musiał być i dom – doszedłszy do takiego wniosku,
uważnie rozejrzał się po okolicy. Chat co prawda nie dostrzegł – schowały się
za wydmą – zauważył jednak co innego: wracającą z połowu łódź, a w niej
dwóch mężczyzn i zajmującą znakomitą większość miejsca, silnie wypchaną
sieć. Ponieważ znajdowali się jeszcze dobry kawałek od brzegu, usiadł na
piasku, czekając aż wylądują i w zamyśleniu obserwując szare chmury, z wolna
przepływające nad horyzontem.
Niewykluczone, że Mii miał naturalny talent do szpiegowania – obaj
mężczyźni zauważyli jego obecność dopiero wtedy, gdy podszedł bardzo
blisko nich. Jeszcze dziwniejsza była ich reakcja – starszy z rybaków w nagłej
panice przewrócił się kilkakrotnie, choć nawet jeszcze nie wyszedł z łodzi,
młodszy natomiast porwał za wiosło i stanął w pozycji obronnej – nogi
szeroko, mocno oparte na ziemi, ręce przed siebie. Ponieważ Mii zatrzymał się
w miejscu, a pozycja ta na dłuższą metę nie była zbyt wygodna – zwłaszcza na
piasku – szybko zdecydował się na atak.
Mii, mimo pewnego zaskoczenia, z łatwością obronił się przed wiosłem,
gorzej jednak poszło mu z zachowaniem równowagi… tak prawdę mówiąc, to
całkiem źle. Obaj z młodym – choć nie tak znowu młodym, jak się z początku
wydawało – rybakiem wylądowali na ziemi, czy raczej, gwoli ścisłości, piasku.
W tym momencie nastąpił kolejny zwrot akcji: rybak, zamiast dokończyć
dzieła zniszczenia – po czemu miał całkiem dobrą okazję – nieoczekiwanie
zdjął z głowy czapkę i przyciskając ją do piersi, powiedział:
– Raczy nam szanowny pan wybaczyć… zaszła pom