Wojna starców
sh; mówił kolega bibliotekarz. – Dzięki niemu nasz
kraj wreszcie stanął na nogi. Tutaj tego może nie widać, ale górna część
stolicy, ta wokół pałacu królewskiego, naprawdę się rozbudowuje. Ludzie nie
buntują się i żyją w zgodzie, zjednoczeni przeciwko wspólnemu wrogowi.
Opieka zdrowotna nic nie kosztuje, gdyż ci po sześćdziesiątce nie mają do niej
dostępu, a ci tuż przed niekoniecznie chcą zdrowieć. Młodzi nie zajmują się
opieką nad starcami i mają zapewnioną stabilną przyszłość, nawet jeśli nie
dochowają się własnego potomstwa – dzięki temu mogą się całkowicie poświęcić
pracy dla dobra państwa. Starzy zaś wciąż są pożyteczni, mogą się
realizować, a nawet poświęcić życie za święty gaj i przyszłe pokolenia. Może
nawet zdobędą jakiś order, kto wie? To najlepszy możliwy system, wierz mi.
Mii przyglądał mu się z zastanowieniem, gdy tak mówił z policzkami
zaróżowionymi od podniecenia. W końcu przerwał mu pytaniem:
– A tobie nie przeszkadza, że w przyszłości zostaniesz żołnierzem?
– Dlaczego miałoby mi to przeszkadzać? – zdziwił się. – Mam zapewnioną
przyszłość, a tak tutaj to co ja bym robił? Poza tym to jeszcze trochę.
Może do tego czasu wynajdziemy jakąś broń, która pozwoli nam ich pokonać…
choć obawiam się, że mogłoby się to stać początkiem również naszego
upadku.
Zamilkł, zastanawiając się nad czymś. Mii również się nie odzywał. To
nie tak, by tamten go przekonał do swoich poglądów – co prawda Mii niewiele
jeszcze widział, jednak wystarczająco, by wciąż uważać system panujący
w obu tych krajach za groteskowo absurdalny… i okrutny. Wciąż miał przed
oczami tamtą hałdę ciał, którą widział na placu w stolicy, a także staruszkę
patriotkę, radośnie zmierzającą na front. Póki jednak oni się na niego godzili,
on sam nie miał za bardzo prawa ani zamiaru wtrącać się w ich sprawy. Skoro
faktycznie uważali takie wyjście za najlepsze…
Tyle że nawet się nie zdziwił, gdy dwa dni później przypadkowo natrafił
na książkę, która wyraźnie mówiła, że dawny święty gaj leżał w zupełnie
innym miejscu, niż niegdysiejsza stolica tamtego państwa i, zapomniany przez
wszystkich, wciąż rósł sobie w najlepsze. Zastanawiał się przez chwilę, czy nie
pokazać tej księgi swojemu towarzyszowi nocnej niedoli, jednak zrezygnował.
Tamten zapewne i tak już o tym wiedział…
Następnego ranka o samym świcie po niebie przetoczył się grzmot, a ziemia
zatrzęsła się w posadach. „Burza…?” – zastanowił się Mii sennie. Było to
ostatnie, co zdążył pomyśleć, zanim dach zawalił im się na głowy, a podłoga
ustąpiła miejsca pustce.