Wódz i szaman

Autor: brunokadyna
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

– Powie mi pani, czego mam się spodziewać wieczorem?

– Jedzenia, picia i żartów z pana. Dość już tego panowania, proszę mi mówić po imieniu.

– Mnie również, Szymon – przypominam.

– No to co cię tu sprowadza?

Nie odpowiadam. Pod dom podjeżdża samochód.

– Rodzice – mówi Emma.

Nie wiem dlaczego, ale czuję się jak dzieciak, jakbym spotykał się z dziewczyną i wystraszył się jej starych, którzy właśnie wrócili do domu.

Rozbawia mnie to konkretnie.

– Czego się tak cieszysz? – pyta dziewczyna.

– Jak to czego? Znowu spotkam wodza i szamana.

Ze starego Opla wysiada wódz, szaman i żona wodza.

– Musi być z naciskiem na swojsko, stary Kniaziu – mówi szaman do wodza.

Zauważa mnie.

– Szto riebionek?!

Emma rechocze, wtedy orientują się, że z nią siedzę. Wchodzą na podwórko.

– To hucuł – mówi o mnie szaman. – Za córcię mi się zabierasz?

Zbaraniałem. To córka sołtysa, czy szamana w końcu? Emma widzi moją dezorientację.

– Pan Edziu tak o mnie mówi, że jestem jego córcia.

– Bo jesteś! – Łapie się za brzuch. – W tym brzuszku cię nosiłem, tymi cycuszkami karmiłem, z tego leciało mleczko, a z tego pepsi –prezentuje miseczkę B.

– A kogo pan teraz nosi w tym okrągłym brzuszku? – pyta Emma.

– Braciszka ci urodzę.

– Stary, durny machawik – śmieje się sołtysowa. – Wnosić mi te zakupy – popędza chłopów.

– Pomóc państwu? – pytam.

– Nie trzeba, tylko tyle mamy.

– No hucuł, słuszne pytanie zadałeś. Możesz za to jeszcze pięć minut z córcią zamienić. I pamiętaj o wieczorze. Natrzyj dupę cebulą.

Śmieją się i wchodzą do domu.

Patrzę na ‘córcię’ i powstrzymuję się od śmiechu.

– Co się śmiejesz, hucuł? – pyta.

– Wyobraziłem sobie, jak ssiesz te włochate cycuszki.

– Głupol. Widzisz, jak mnie chroni mój matko-ojciec?

– Wydaje się sympatyczny, twoi rodzice też.

– Pan Edzio ma bardzo dobre serce. Razem z moimi rodzicami zrobili wiele dobrego dla tej wsi. Zmienili wszystkich i wciąż dbają, żeby było lepiej.

– Jak zmienili?

Dziwnie to zabrzmiało.

– Trochę to trwało. Mój ojciec od lat jest sołtysem i długo próbował zmienić ludzi, ale samemu było ciężko. Kiedy pan Edek się tu wybudował, od razu się zaprzyjaźnili. Obaj mają takie same serca i natychmiast się rozpoznali.

Jak geje? – mam ochotę zapytać, ale chyba wyjdę na buraka.

– Co to znaczy, że chciał zmienić ludzi?

– Podejście ludzi do siebie nawzajem. Już trochę lat trwa przyjaźń taty i pana Edka. Pamiętam lato, ciepło jak teraz, siedzieli tutaj i pili wódkę, było wesoło, ale i konstruktywnie, bo chyba wtedy podjęli decyzję, że zajmą się zmienianiem tego małego kawałka świata. I naprawdę się za to wzięli, pełną parą.

– Ciekawa sprawa. – Biorę łyczka kawy, dobrze posłodziła. – Jak to robili?

– Dawali przykład, poświęcali czas, rozmawiali. Kilka razy chcieli się poddać. Ludzie nie lubią się zmieniać, niektórzy byli złośliwi, niektórzy kradli, a praktycznie wszyscy plotkowali i obrabiali sobie dupska, jak to na wsiach, jak wszędzie.

– I co, trzaskali niepokornych po pyskach?

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
brunokadyna
Użytkownik - brunokadyna

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2024-10-11 00:53:04