Wódz i szaman
– Powie mi pani, czego mam się spodziewać wieczorem?
– Jedzenia, picia i żartów z pana. Dość już tego panowania, proszę mi mówić po imieniu.
– Mnie również, Szymon – przypominam.
– No to co cię tu sprowadza?
Nie odpowiadam. Pod dom podjeżdża samochód.
– Rodzice – mówi Emma.
Nie wiem dlaczego, ale czuję się jak dzieciak, jakbym spotykał się z dziewczyną i wystraszył się jej starych, którzy właśnie wrócili do domu.
Rozbawia mnie to konkretnie.
– Czego się tak cieszysz? – pyta dziewczyna.
– Jak to czego? Znowu spotkam wodza i szamana.
Ze starego Opla wysiada wódz, szaman i żona wodza.
– Musi być z naciskiem na swojsko, stary Kniaziu – mówi szaman do wodza.
Zauważa mnie.
– Szto riebionek?!
Emma rechocze, wtedy orientują się, że z nią siedzę. Wchodzą na podwórko.
– To hucuł – mówi o mnie szaman. – Za córcię mi się zabierasz?
Zbaraniałem. To córka sołtysa, czy szamana w końcu? Emma widzi moją dezorientację.
– Pan Edziu tak o mnie mówi, że jestem jego córcia.
– Bo jesteś! – Łapie się za brzuch. – W tym brzuszku cię nosiłem, tymi cycuszkami karmiłem, z tego leciało mleczko, a z tego pepsi –prezentuje miseczkę B.
– A kogo pan teraz nosi w tym okrągłym brzuszku? – pyta Emma.
– Braciszka ci urodzę.
– Stary, durny machawik – śmieje się sołtysowa. – Wnosić mi te zakupy – popędza chłopów.
– Pomóc państwu? – pytam.
– Nie trzeba, tylko tyle mamy.
– No hucuł, słuszne pytanie zadałeś. Możesz za to jeszcze pięć minut z córcią zamienić. I pamiętaj o wieczorze. Natrzyj dupę cebulą.
Śmieją się i wchodzą do domu.
Patrzę na ‘córcię’ i powstrzymuję się od śmiechu.
– Co się śmiejesz, hucuł? – pyta.
– Wyobraziłem sobie, jak ssiesz te włochate cycuszki.
– Głupol. Widzisz, jak mnie chroni mój matko-ojciec?
– Wydaje się sympatyczny, twoi rodzice też.
– Pan Edzio ma bardzo dobre serce. Razem z moimi rodzicami zrobili wiele dobrego dla tej wsi. Zmienili wszystkich i wciąż dbają, żeby było lepiej.
– Jak zmienili?
Dziwnie to zabrzmiało.
– Trochę to trwało. Mój ojciec od lat jest sołtysem i długo próbował zmienić ludzi, ale samemu było ciężko. Kiedy pan Edek się tu wybudował, od razu się zaprzyjaźnili. Obaj mają takie same serca i natychmiast się rozpoznali.
Jak geje? – mam ochotę zapytać, ale chyba wyjdę na buraka.
– Co to znaczy, że chciał zmienić ludzi?
– Podejście ludzi do siebie nawzajem. Już trochę lat trwa przyjaźń taty i pana Edka. Pamiętam lato, ciepło jak teraz, siedzieli tutaj i pili wódkę, było wesoło, ale i konstruktywnie, bo chyba wtedy podjęli decyzję, że zajmą się zmienianiem tego małego kawałka świata. I naprawdę się za to wzięli, pełną parą.
– Ciekawa sprawa. – Biorę łyczka kawy, dobrze posłodziła. – Jak to robili?
– Dawali przykład, poświęcali czas, rozmawiali. Kilka razy chcieli się poddać. Ludzie nie lubią się zmieniać, niektórzy byli złośliwi, niektórzy kradli, a praktycznie wszyscy plotkowali i obrabiali sobie dupska, jak to na wsiach, jak wszędzie.
– I co, trzaskali niepokornych po pyskach?