Wódz i szaman

Autor: brunokadyna
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

– To wchodź pan.

– A psy mnie nie zeżrą?

– A lubisz pan psy i inne zwierzaki?

– Lubię.

– To wchodź pan, nie będziesz im smakował.

Wchodzę na podwórko. Podbiegają do mnie dwa skundlone owczarki na krótkich łapach i obwąchują. Staram się nie okazać strachu, wydają się przyjazne.

Groźne tylko zza płotu.

– Benek, Reksio! – woła głos.

Zauważam pod wiatą na końcu ławki szczupłą kobietę, bardzo ładną. Zasłaniał ją wielki krzew, dlatego jej nie widziałem.

Koszka?

– Postaw pan ten koszyk z powietrzem tutaj – uśmiecha się.

Stawiam na ławce i nie wiem, co dalej.

– Chciałem podziękować za specjały. Nie ma pani Izy?

– Nie ma rodziców, przekażę, że pan był. Chyba, że pan poczeka, za chwilę powinni być. Napije się pan kawy?

– Nie chcę robić kłopotu.

– Żaden kłopot, miałam właśnie wstawić wodę. Niech pan siada, co pan tak stoi?

Dziewczyna przygląda mi się i wyraźnie drze ze mnie łacha. Siadam bez słowa. Dopiero wtedy wstaje i wchodzi do domu. Nie powiedziała jak ma na imię.

Jest wysoka i szczupła oprócz biustu, ma blond włosy upięte do góry, szare oczy i śniadą cerę. Nie mam ochoty na towarzystwo, szczególnie kobiet, nawet ładnych, ale ona mnie zaciekawiła. No i nie powinienem nastawiać się przeciw kobietom. Przez jedną wariatkę nie mogę tak myśleć o wszystkich. Szybka kawa w damskim towarzystwie dobrze mi zrobi.

– Jaką pan pije kawę? – słyszę za sobą głos.

– Czarną i dużo cukru.

Czekam dalej. Psy położyły się obok ławy. Promienie słońca poszarpane przez krzew zdobią blat. Lekki powiew chłodzi kark. Słyszę ten wiaterek, jak porusza liśćmi. Słychać nawet ruch ptasich skrzydeł i przelatujące owady. To podoba mi się tutaj najbardziej, cisza. Nie ma samochodów, kolejki podmiejskiej, nic nie zagłusza natury.

– Proszę, kawa dla pana.

Kobieta stawia przede mną kubek, a sama siada na swoim miejscu na końcu, po drugiej stronie stołu i przygląda się.

– Ma pani jakieś imię?

– Mam.

Znowu się ze mnie śmieje.

– Ładnie tak robić sobie jaja? - pytam.

– Na pewno śmiesznie. Nie ma w tym niczego nieładnego przecież. Jestem Emma.

– Bardzo mi miło.

– Podoba się panu u nas?

– Jak na razie podoba. Dzisiejsza wizyta pani rodziców i szamana była świetna.

– Dostałoby się panu, gdyby zobaczył, że pan ze mną tu siedzi.

– Szaman?

– Tak.

– Nie mam prawa do koszki?

– Hahaha, dokładnie.

– Mam wpaść do was dzisiaj wieczorem na inicjację. Wtedy będę miał już prawo?

– Tylko po pomyślnej inicjacji.

– To coś może pójść nie tak?

– Wszystko zależy od pana. Znalazł pan tu jakąś koszkę i dlatego tu zamieszkał?

Zawieszam się. Między nami, w powietrzu nad ławą coś się pojawia, jakieś napięcie. To pewnie przez tę rozmowę. Wcale tego nie chcę. Dość mam bab, po dziurki w nosie.

– Co pan tak zamilkł?

– Pani jest pierwszą koszką, jaką tu spotkałem. Nie licząc pani mamy.

– Mężatki to już nie koszki, szczególnie w tym wieku, to już stare babsztyle według szamana.

– Pani jest koszką?

– Do niedawna byłam bździągwą, teraz jestem koszką. Po trzydziestce będę płetwą, cokolwiek to znaczy, po czterdziestce babsztylem, a po pięćdziesiątce starą raszplą.

– Czemu tak?

– Niezbadane są myśli i terminy szamana.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
brunokadyna
Użytkownik - brunokadyna

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2024-10-11 00:53:04