Wódz i szaman

Autor: brunokadyna
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

– Hołk! – czarny facet unosi dłoń.

– Hołk! – łysy tak samo.

Co oni, Indianie?

Zbili mnie z tropu.

– Cicho, gamonie – kobieta gani z uśmiechem. – Witamy pana w naszej wiosce. Jestem Izabela Ryśkowska, to mój mąż Stefan Ryśkowski, nasz…

– Wódz! – wtrąca Stefan.

– Muktada Sadar! – dorzuca łysy facet.

– ...sołtys – poprawia pani Izabela. – A to nasz miejscowy…

– Szaman! – wtrąca łysy facet.

– Machawik! – odgryza się wódz. – Obesraniec – dodaje ciszej.

– ...miejscowy działacz społeczny, pan Edward Kołodziej – mówi kobieta. – Ciekawi byliśmy, kto taki się do nas sprowadził.

Myślę o tabliczce na ganku domu sołtysa. Patrzą na mnie i czekają.

– A tak, Szymon Górski – przedstawiam się. – Architekt, grafik i samotny wędrowiec.

– Dawaj pan, grabę trzeba przybić – mówi sołtys i podchodzi.

Przybijamy. Mam wrażenie, jakbym dłoń wsadził w imadło. Podchodzi szaman i z moją biedną, nieskażoną fizyczną pracą dłonią robi to samo.

– Bardzo mi miło – mówię prawie przez łzy.

– Ułełełe, ajajajajaj! – wybucha szaman i zaczyna podskakiwać.

Też podskoczyłem, tak mnie zaskoczył. Brzmi to jak indiański śpiew.

To wariaci – myślę i zaczynam się śmiać.

– Edek, zamknijże się – gani kobieta.

– Trzeba odczynić chałupę Fiorella – mówi szaman.

Pierwszy raz widzę, żeby ktoś w taki sposób rozluźnił atmosferę. Coś pięknego. Już kompletnie nic nie jest we mnie napięte.

– Teraz będzie ci się mieszkało dobrze, riebionek – dodaje pan Edek.

Riebionek?

– To się okaże – mówi wódz. – On często myli kroki. Raz tańczył na deszcz, a przyszła susza. Innym razem, żeby Krużykowej przeszło lumbago, a dostała półpaśca.

– Każdemu się zdarza pomylić – mówi szaman.

– Jak coś będzie nie tak, przyjdź zaraz. Ale wtedy już lepiej, żeby nie tańczył, bo jeszcze pogorszy sprawę.

– Niech pan się nie przejmuje tymi starymi zbukami, ze wszystkiego sobie robią żarty. Proszę, to dla pana, na przywitanie, nasze miejscowe specjały.

Sołtys stawia koszyk na werandzie.

– Dziękuję państwu, nie trzeba było, bardzo dziękuję.

– Tylko ostrożnie z wodą ognistą, żebyś nie oślepł, riebionek, dawkuj ostrożnie.

– Racja, zobacz jaki po niej Machawik durnowaty – mówi wódz.

– Ty, Muktada Sadar, durnowaty ty! - szaman macha na niego ręką, zaczyna zawodzić, podskakiwać i kręcić się w kółko. – Ajajajajaj, ojojojojoj! - Brzuch mu podskakuje jak piłka.

– Spokój! Durne chłopy – sołtysowa zaprowadza porządek. – No to na zdrowie panu, przy okazji proszę oddać koszyk.

– Tak, oczywiście. Naprawdę, nie trzeba było – powtarzam.

– Jakby pan czegoś potrzebował, pomocy na przykład, to proszę dawać znać. My tu dbamy o siebie nawzajem, jak kochająca rodzina – mówi pani Iza.

Uśmiecham się rzadko. Nie jestem do czegoś takiego przyzwyczajony i dziwnie to zabrzmiało.

– Tylko nie zabieraj się za nasze koszki, riebionek. Nie wiemy jeszcze, coś ty za jeden. Możesz na razie stare raszple adorować co najwyżej – mówi szaman.

– Jasne – odpowiadam, choć nie mam pojęcia, co to ‘koszki’, pewnie młode kobiety.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
brunokadyna
Użytkownik - brunokadyna

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2024-10-11 00:53:04