Ubique demon (cz.1.)
- Powiedział też coś o krewetkach. Co to, kurna, są krewetki? -
- A co ci będę tłumaczył, Ośle jeden.-
***
Ubique daemon. Wszędzie demon. Ogień demonów. A imię me Legion, bo jest nas wielu. Łacina, klasyczna łacina w ustach kmiecia z osady na pustkowiu. To może oznaczać tylko jedno.
Jasna cholera.
***
- Gdzieś tu w okolicy uwaliło się demoniszcze i szkodzi ludziom. -
- Znaczy..-
- Demon. Taki prawdziwy, z rogami, ogonem i wielkim, ognistym mieczem.-
- I ty, zamierzasz go...-
- A ja, tępy Ośle, każe się zwać Zabójcą Demonów. Zgadnij, czemu.-
- I my, zamierzamy, tego...-
- Ruszaj tyłek z tego kamienia, dziadu jeden. Mamy robotę.-
***
Gdzie mógł obrać swą siedzibę demon? To oczywiste, w najwyższym punkcie
terenu, tak by móc łączyć się telepatycznie z innymi jemu podobnymi.
Tylko, czy ja chcę tam iść? To niebezpieczne.
Kurna, jasne że chcę. Zresztą, muszę.
...
***
- I niby gdzie mamy tego diabła szukać? -
- Cholera wie. Czekaj, Ośle, wiem. Wejdziemy na te górę, to może uda się wypatrzeć jego straszliwy zamek z wysoka.-
- Zamek?-
- Każdy demon ma straszliwy zamek. Bez tego nie byłby w pełni demonem, czy jakoś tak.-
***
Ciężko się podchodzi tym zboczem, moglem wybrać łatwiejszą ścieżkę. Nie dość, że źle się czuję i jestem słaby, to teraz jeszcze tak się wysilam. Wódz miał rację. Ja jestem chory. Cała ta okolica jest chora, czuję to przez skórę, widzę kamienną pustkę, słyszę głosy szaleństwa. Czy to jego wina? O co chodzi tej istocie? Dlaczego doprowadza ludzi do utraty zmysłów? Nie rozumiem.