To tylko moja praca

Autor: elendil1990
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Wybaczcie mi, taką mam pracę.

*

Wiele można mi zarzucić, lecz na pewno nie to, że jestem niesprawiedliwy. Ktoś powie – ale jak to? Co ci zawinił trzynastoletni chłopak, który miał przed sobą całe życie. Pierwsze pocałunki, po raz pierwszy złamane serce, pierwsze wymioty po alkoholu. Co ci zrobił, że musiał skończyć pod kołami. Czy nie mogłeś skręcić kierownicą, nacisnąć na hamulec, rzucić kamieniem, żeby go ostrzec przed pędzącym samochodem? Nie, nie mogłem. To nie należy do moich obowiązków.

Wiecie co, widziałem już bardzo wiele. I tak naprawdę, od dawna nic nie czuję. To tak, jak nałogowe oglądanie filmów dla dorosłych. Gdy po raz pierwszy młody człowiek widzi kotłujące się nagie ciała, bardzo szybko się podnieca. Z czasem poszukuje coraz silniejszych wrażeń. W końcu już mało co go stymuluje. Aż przychodzi moment, kiedy oglądanie pornosów działa na widza tak samo, jak obserwowanie kartofliska po wykopkach. Analogicznie było ze mną. Odkąd zostałem zatrudniony w tej branży, naoglądałem się przerażających obrazków. Był kiedyś na przykład zdolny artysta-konstruktor. Stworzył on dla swojego władcy wyrafinowane narzędzie tortur – byka z brązu z drzwiczkami na grzbiecie, którymi wprowadzało się delikwenta do środka. Biedny twórca tego urządzenia dał się podpuścić tyranowi i wszedł na próbę do wnętrza instrumentu. Despota zamknął otwór i rozpalił pod nieszczęśnikiem ogień. Artysta piekł się jak prosię, wydając przy tym potępieńcze jęki, potęgowane przez zmyślny system modulacji dźwięków, umieszczony w głowie byka. Tyran wyciągnął na wpół usmażonego konstruktora i kazał strącić go ze skały. I tak było przez cały czas. A to ćwiartowanie, a to łamanie kołem, a to wydłubywanie oczu, obcinanie języka, miażdżenie jąder. Naoglądałem się tego tyle, że w końcu przestałem na cokolwiek reagować inaczej niż tylko ziewnięciem. Mam tak do dziś. Powiecie – a co z Auschwitz? Co z Hiroszimą, więzieniami Pol Pota i Czarnobylem? Cóż mogę powiedzieć – nuda, nuda, nuda.

Pamiętam moją pierwszą i jedyną rozmowę z Szefem. Było to dawno temu, w zamierzchłych czasach, gdy jeszcze miewałem, jak wy to nazywacie?, ach tak – ludzkie odruchy. Rzecz działa się w asyryjskiej Niniwie, sześć wieków przed narodzinami Zbawiciela, w trakcie oblężenia miasta przez połączone siły Medów i Babilończyków (tak, zgadliście, lubię historię). Najeźdźcy dokonali w Niniwie rzezi, plądrując i łupiąc wszystko, co się dało i zabijając wszystko, co się ruszało. Zauważyłem wówczas wśród bitewnej pożogi młodą asyryjską kobietę w zaawansowanej ciąży. Miała może z dwadzieścia dwa lata. Do jej piersi kurczowo przytulała się córka – dziewczynka siedmio- lub ośmioletnia (nie dziwcie się, wtedy kobiety szybko zostawały matkami i przeważnie krótko żyły). W pewnym momencie do wystraszonej pary podjechał na siwym koniu babiloński żołnierz, dzierżący w dłoni chepesz – krótki miecz o sierpowatym ostrzu. Bez mrugnięcia okiem przeszył brzuch kobiety ostro zakończoną klingą szabli. I wyrwał z jej drżącego ciała siedmiomiesięczny płód. Mała dziewczynka, wyjąca z rozpaczy i trwogi, po raz pierwszy (i ostatni) zobaczyła brata. Wojownik uzbrojony był również w topór. Dobył go z przypiętej do pasa skórzanej kabury i jednym szybkim ruchem odrąbał głowę dziewczynki, która potoczyła się jak arbuz po zakurzonym placu. Kobieta z rozprutym brzuchem konała aż do zachodu słońca.

Wtedy – jak to wy mówicie? – coś we mnie pękło. Poszedłem do Bossa i zrelacjonowałem mu całe to makabryczne zdarzenie. Przysięgam, że gdybym miał wrażliwy (lub jakikolwiek) żołądek, rzygałbym dalej niż widział. Zapytałem Szefa: „Panie, czemu? Czemu oni muszą tak cierpieć? Te niewinne istoty. Z jakiej racji?” A On, w swej nieskończonej mądrości, odpowiedział: „Zdarzyło ci się kiedyś płakać nad złamaną gałęzią? Albo nad rozłupanym głazem?”. Przez chwilę się zadumałem i odrzekłem: „Nie. Ale Panie – dodałem po sekundzie wahania – przecież ludzie to nie kamienie ani rośliny. To twoje dzieci, które umiłowałeś. Jakże więc można je traktować tak samo, jak proch i pył?” Na to Szef odparł: „Moje dzieci, które umiłowałem, są nieśmiertelne. Nie umrą nigdy. A to zło, które zniszczyło ich ziemską powłokę, odpowie za swój haniebny czyn. Bądź o to spokojny. Zatrudniłem cię, bo jesteśmy tacy sami – sprawiedliwi.” Na tym skończyła się moja pierwsza i ostatnia rozmowa z Szefem. Skłoniłem się nisko i odszedłem. Już nie zastanawiałem się, czy to wszystko ma sens – wiedziałem doskonale, że ma. Ale zdarzyło się później jeszcze kilka razy, że miałem ochotę odwrócić wzrok. A gdy już nie musiałem – zwyczajną koleją rzeczy zabierałem uwolnione dusze na spotkanie z Szefem. Od tej pory ich los był już tylko w Jego rękach. Tak zresztą było, jest i będzie zawsze. Aż do końca ziemskich dni i ostatecznych rozstrzygnięć.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
elendil1990
Użytkownik - elendil1990

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2020-05-12 01:25:07