Twinning Część 1
Po ich utracie miotał się przez jakiś czas w kapsule, nie wiedząc dokładnie, co chce przez to osiągnąć. Oddychał za pomocą maski, a do jego ciała podpięte były różne przewody. Szarpał się jednak na darmo. W końcu przestał, akceptując zaistniałą sytuację. W głowie zapanowała cisza, a on nie stawiając dalej oporu, pozwolił nieznanej maszynie zapanować nad jego istnieniem. Nie odróżniając już niczego po prostu pływał podpięty do aparatury, nie pragnąc ani życia ani śmierci. Chciał jedynie zanurzyć się w tym zbiorniku czując, że jeśli z niego wyjdzie pozna tylko ból i cierpienie.
Gdy tylko poczuł się stabilnie, jak na złość wnętrze zbiornika zaczęło się opróżniać. Przestraszony starał się walczyć teraz z kolei o zachowanie nieznanej mu substancji, która jeszcze przed chwilą otaczała go ze wszystkich stron. I tym razem jego starania okazały się daremne. Płyn znikł, a on zwisał na podłączonych kablach i przewodach niczym zaplątana mucha, która wpadła w pajęczynę. Nie pojawił się jednak żaden pająk, który usiłowałby go zjeść. Zamiast tego pajęczyna w postaci kabli zaczęła odpadać od jego ciała tak szybko, jakby aparaturze gdzieś się śpieszyło. Pamiętał za to doskonale, że musiał podjąć swoją pierwszą samodzielną decyzję. Miał wybór. Mógł leżeć na dnie komory, niczym martwy płód lub wstać jak bohater pełni sił i otworzyć drzwi. Pewnie leżałby tam do teraz, gdyby nie głos, który odezwał się gdzieś w środku.
OTWÓRZ KAPSUŁĘ! — usłyszał w przerażonym i pogrążonym w chaosie umyśle. I wstał. Czuł się jak małe dziecko, które uczy się chodzić. Poruszał się niczym młode źrebię, usiłując ustać dłużej w jednym miejscu. W pobliżu nie stała jednak żadna zatroskana matka, która przyglądałaby się jego postępom. Był sam, opuszczony przez wszystkich, kiedy zdobył się na postawienie być może najważniejszego kroku w swoim życiu. Otworzył kapsułę i wyszedł zupełnie nagi na zewnątrz.
Wspominając ten moment poczuł ukłucie między oczyma, jakby ktoś wbił mu igły w czoło. Mimo tego wciąż pokonywał kolejne metry krok za krokiem. Oddychając świeżym nocnym powietrzem, rozkoszował się każdą kolejną przeżytą minutą. Nie zamierzał się poddać. Na razie wszystko pamiętał dość wyraźnie. Postanowił kontynuować.
Opuszczenie komory, która pełniła rolę jego dotychczasowego inkubatora spowodowało u niego coś dziwnego. Nazwał to szokiem poporodowym. Upadł, jak tylko postawił stopę na zimnej, śliskiej posadzce. Jego nieprzyzwyczajone do samodzielnego oddychania płuca szybko łapały powietrze. Robił to instynktownie. Do tej pory oddychał za pomocą maski, ale zauważył, że tak jest wygodniej. Stopniowo i pomału opanował tą umiejętność. Kiedy po paru minutach oddychał już swobodnie, zaczął rozglądać się wokół siebie. I wtedy nie mając pojęcia, gdzie się znajduje zadał sobie bardzo ważne pytanie: Kim jestem?
Do tego momentu nie zastanawiał się nad swoją płcią. Zajrzał między uda. Nie zrobiło mu wielkiej różnicy, że jest mężczyzną a nie kobietą. Tak uświadomiony, zaczął szukać czegoś do okrycia. Jakie było jego zdziwienie, gdy spostrzegł ułożone ubrania na pobliskim stole. Obok nich znajdował się ręcznik. Poczuł wstyd i zmieszanie, że leży tak zupełnie nagi i wstał ponownie na nogi. Po raz kolejny musiał walczyć z własnymi kończynami. Drętwo i niezdarnie podszedł do stołu. Złapał ręcznik i zaczął się nim pośpiesznie wycierać. Nigdy wcześniej nie czuł czegoś podobnego. Zaskoczony nowym doświadczeniem przyłożył ręcznik do twarzy. W nozdrzach poznał zapach płynu, w którym pływał. Wraz z nim powróciła niepewność.