"Obcokrajowiec" cz.8
Zofia , nie da się ukryć wyczekiwała, aż piękny Andreas napisze, że jednak się coś zmieniło i dla odmiany przyjedzie do Polski wcześniej, a nie później. Weźmie ja w ramiona, rzuci na satynowa pościel, albo w ogóle jakąkolwiek pościel nawet tą hotelowa szpitalnie białą… i będą razem chodź tylko przez chwilę, ale będą. Będą się uśmiechać do siebie, patrzeć sobie w oczy jeść czekoladę w tym samym łóżku i może popijać jakiś fajny alkohol z drogiego szkła… ale tak się nie działo. Nawet więcej powiem Andras nie pisał wcale, nic, a nic. Ani jednego sms’a, żadnej widomości na poczcie, nic kompletnie nic. Zero kontaktu, jakby nagle stwierdził, że dalsze pouchwalanie się z Zośka nie ma sensu. Ta zaś zrywała się na każdy dźwięk telefonu z nadzieją, że to może jednak wiadomość od niego a nie np od operatora… oficjalnie oczywiście powtarzała, że Niemcy wcale ja nie interesują, a ten cały Andreas, to już na pewno nie, to tylko kolega, albo taki kolega od spotkań towarzyskich, ale to jak Zofia ma ochotę w innym wypadku po prostu kolega, bez nadziei na awans wyżej na drabinie ‘przyjaźniono-zaufawczej’ Zofii.
Więc dziewczyna tak sobie żyła, każdy kolejny dzień tygodnia był bardziej szary, bardziej smutny i bardziej beznadziejny i nie wiadomo czy to z powodu padającego deszczu bez przerwy od prawie 10 dni czy może od tego, że brakowało jej ust jakiegoś bliżej znanego faceta na swojej szyi, tych samych ust na swoich piersiach wargach, brzuchu i dłoniach. Beznadziejność tych dni mogła tez objawiać się notorycznym brakiem słońca w lipcu i osiemnastodniowym chłodem w środku lata, a mogła być też spowodowana brakiem uśmiechu mężczyzny wyżej wymienianego, który miał roztapiać wszystko, a najbardziej skamieniałe, nieromantyczne serce Zośki. Albo ostatnia opcja, Zośce kłaniał się sezon urlopowy, a ona nie miała ani planów, ani nawet pomysłu jak spędzić te dwa tygodnie wolnego czasu od wszystkiego. W sumie gdyby miała jeszcze dwie dodatkowe ręce, które np oplatały by jej jabłuszkowate pośladki i zarysowywały przy każdym posunięciu lnie bioder to już wiedziała by co ma zrobić bo 4 rękoma łatwiej czegoś dokonać niż dwiema. A właściwie gdyby już miała tą dodatkowa parę dłoni, to nie musiała by się ruszać nigdzie poza obręb swojej pościeli, ale….Na chwilę obecna nie miała, więc przytulił się do niej jakiś poszarzały jak jesienne ulice stan depresyjny.
Ale przez ten długi niesamowicie tydzień Zośka nadzwyczaj mało żaliła się Karolinie na owego Andreasa. Był to trochę temat tabu, jak najładniejsza sukienka w szafie pięknej dziewczyny, która nagle zrobiła się za mała i musiała czekać wisząc bezużytecznie na wieszaku na swoją kolej, aż owa dziewczyna się z powrotem w nią zmieści, chyba, że nie będzie to nigdy, więc temat TABU zakazanego i już. Co innego biustonosz, który zrobił się za mały, to inna sprawa, o tym będzie wiedziała każda koleżanka, a kolega już na pewno( z dwóch powodów: albo sam zauważy, albo się mu da to poczuć). Ale Niemiec na chwilę obecną to temat” sukienka” .
W sumie jakby się tak zastanowić to bardzo szkoda tej dziewczyny, o nieszczęśliwej miłości mówić jeszcze nie można(RACZEJ), ale na pewno jest t mocne rozgoryczenie i rozczarowanie. Babcia Zofii powiedziała, by że Niemcy nigdy w historii nie byli nam przychylni, to dlaczego teraz miało by się to zmienić… Ale to nie o to chodzi, nie ten klimat, nie ta bajka. To takie normalne ludzkie, że jeżeli ktoś okazuje nam czułość, zainteresowanie, wyraża sympatię i sypia obok nas to przywiązujemy się i jakoś akceptujemy taka ”sytuację”. Gdy nagle wszystko się urywa i kończy, że brak nam jakiegokolwiek punktu zaczepienia to ciężko żywic do kogoś urazę i pretensję. A wiemy jak to straszne uczucie, gdy dzieje się w naszym życiu cos złego, a nie ma nawet kogo za to obwiniać, porażka i już.
Tak więc minął tydzień, bezandreasowy w życiu Zośki. Chłopak nie pisał nie odzywał się i nie dawał znaku życia niezmiennie, dlatego zdesperowana i rozgoryczona brakiem informacji młoda Polka napisała smska do Niemiec…”CZESC ANDREAS, CO TAM U CIEBIE, W WIELKIEJ STOILICY, WIELKICH NIEMIEC SIĘ DZIEJE, ZYJESZ, BO WOGOLE ZADNEGO ZNAKU ZYCIA NIE DAJESZ.:P” Odłożyła telefon z nadzieją, że zaraz z powrotem weźmie go do ręki i zobaczy na wyświetlaczu kopertę z napisem wiadomo jakim. Nie pomyliła się za pół minutki usłyszała zbawienny dźwięk swojego telefonu: „WITAJ ZOSIA, NASZA FIRMA JUŻ NIE BĘDZIE ROBIC TEGO HOTELU W POLSCE, BO WYNIKLY JAIES PROBLEMY. DOSTALISMY NOWE DUZE ZLECENIE NA WEGRZECH, JA NIE WIEM CZY BĘDZIEMY MOGLI JESZCZE SIĘ ZOBACZYC. W PONIEDZIAŁEK TAM JADE DO PRACY, POZDRAWIAM CIE I DOBREGO DNAI ZYCZE” Zofka parę razy czytała tego smsa, bo nie mogła uwierzyć w jego przekaz, w jego treść która była tak dobitnie, dogłębnie brutalnie szczera. Byłaś fajnym epizodem na umilenie mojej delegacji, a teraz przykro mi jadę dalej, przepraszam za kłopot dziękuję za miłość, zdawały się brzmieć słowa, które zamieścił Andreas w tej krótkiej widomości… Zofia siedząca w swoim pokoju, na dywanie oparta o łóżko płakała jak mała dziewczynka, oczy same zachodziły jej łzami, których nie mogła opanować, tak po prostu. Tylko gdy otarła mokre policzki, znów zalewały się, falą gorzkiego żalu. Długą chwilę spędziła w tej pozycji, trzymając telefon w ręku z wyświetloną wiadomością. Na przemian płakała i ocierała łzy.