Turlaj sie

Autor: brunokadyna
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

– Jak woła na roli, cmoknęła i dała klapsa, żebym się ruszył.

– Ja mam to z bańki, oby.

– Pewnie się zejdziecie.

– A w życiu! Wolałbym się wyhuśtać. To co, nie wyrwiesz się?

– Coś ty, nie ma szans.

– No nic, żałuj. Zostawię ci trochę.

– Ok, chętnie, to zacna gorzelnia.

– Narazicho.

– Tymczasem, Dętka.

Jeszcze tylko on tak na mnie mówi. Kiedyś pracowałem w Wulkanizacji, już w czasie szkoły, stąd ta ksywka. Wtedy najbardziej tęskniłem za Olką.

Poznaliśmy się jeszcze w podstawówce. Zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Chodziliśmy z sobą do czasu, aż się wyprowadziła na drugi koniec miasta, do domu na wzgórzu. To chyba najwyżej położone osiedle w naszym mieście. Ta odległość zniszczyła nasz dziecięcy związek. Ale ja nie mogłem o niej zapomnieć. Ona o mnie też, jak się później okazało. Widziałem się z nią jeszcze kilka razy, a potem kontakt urwał się na parę lat.

Kiedy miałem siedemnaście lat zacząłem pracę w wulkanizacji. Z okna widziałem jej dom w oddali. Przez to nie było dnia, żebym o niej nie myślał. Co u niej, czy żyje, czy kogoś ma? Zacząłem ją idealizować, pompować uczucie, aż miłość zaczęła mnie rozpierać i nie mogłem już wytrzymać, musiałem ją zobaczyć.

– Głupi cielak. – Biorę kolejnego łyczka.

Niestety to był czas, kiedy spasłem się strasznie i wstydziłem siebie. Mówiłem sobie, że nie będzie mnie chciała widzieć takiego, że jest zbyt cudowna, zbyt piękna, żeby zwrócić na mnie uwagę, i na co ja w ogóle liczę.

– Gruby, głupi cielak. – Kolejny łyczek. – Szlag mnie trafi z tym tykaniem.

Wstaję z fotela, zdejmuję zegar i wyciągam baterie. Wpadam na pomysł.

– O, tak.

Sto lat nie słuchałem muzyki, bo Olka nie lubi jazzu. Pokaźna kolekcja, jeszcze z czasów kawalerskich, była tylko ozdobą.

Wybieram płytę i odpalam dawno nie używany sprzęt.

– Tak jest.

Dźwięk ulubionej trąbki wypełnia pokój. Siedzę po ciemku, wystarczy latarnia za oknem. Jej światło załamuje złoty płyn w szklance. Pociągam kolejny łyk dymu. Myśli wracają do wulkanizacji i młodziutkiej Olki. Poddaję się temu, sam nie wiem po co.

Wpadłem wtedy na pomysł, że przecież nie muszę się śpieszyć, mogę schudnąć i dopiero wtedy do niej pojechać. Natychmiast zabrałem się za siebie. Ależ się zawziąłem. Zacząłem ćwiczyć, biegać, zachowywałem się jak stuknięty. Chciałem jak najszybciej osiągnąć cel.

– Trzeba się było nażreć pączków, durniu.

Nie pamiętam, ile czasu minęło, ale zrzuciłem prawie dwadzieścia kilo. Co tydzień się ważyłem i powtarzałem.

– Jeszcze trochę.

Powinienem schudnąć więcej, ale już nie mogłem wytrzymać. Musiałem ją zobaczyć. I kiedy nadszedł ten dzień, ubrałem najlepsze ciuchy, wypachniłem się, kupiłem kwiatka i pojechałem w nieznane, pełen nadziei.

– Przynajmniej schudłem, tyle dobrego. – Odstawiam szklankę.

Wstaję z fotela i idę do kuchni. Coś bym zeżarł. Najlepszy do whisky byłby ser, ale w lodówce mam tylko jajka, mleko, śledzie w oleju, fuj, to Olki, ja wolę w occie. Jeszcze są kabanosy.

– A byłeś w sklepie, głupku.

Wygrywają kabanosy. Biorę całą paczkę i wracam do pokoju. Robię głośniej, to mój ulubiony kawałek. Lecę jeszcze do kibla odlać się i mogę zalec w fotelu na długo.

Kabanosy całkiem nieźle smakują z dymną whisky. Zjadam wszystkie i uzupełniam dym w szklance.

– Żyć nie umierać. – Biorę łyczka. – I nikt nie gdera nad głową.

Przypominam sobie, że kiedy do niej jechałem, denerwowałem się bardziej niż przed jakimś egzaminem. Stawka była o wiele większa, chociaż na nic nie liczyłem. Chciałem ją tylko zobaczyć. Sprawdzić, czy wszystko z nią ok, czy jest szczęśliwa.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
brunokadyna
Użytkownik - brunokadyna

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2024-10-11 00:53:04