Turlaj sie
Wtedy jakiś typ przechodził za nami, chyba był dziabnięty. Miał pewnie trochę mniej lat, niż ja teraz.
– Ej, nie bądź głupi, zepchnij ją! Niech się sturla na sam dół! A ty uciekaj! Oddal się dostojnie! – Zaczął pokazywać krok defiladowy. – Nie pakuj się w to, mówię ci, niech się turla! Nie będziesz żałował!
Odmaszerował, a my patrzyliśmy za nim.
– Co za pajac – powiedziała Ola.
– No, ale śmieszny.
Potem podchwyciłem jego słowa i często drobne sprzeczki kończyliśmy słowami – turlaj się! Wiele napięć to rozładowało. Ale dawno o tym zapomnieliśmy.
Tam na wzgórzu nie było jeszcze przyszłości, nie było nas. Oparłem się z tyłu na rękach, ona zrobiła to samo. Nasze dłonie znalazły się na tyle blisko, że poczuliśmy, jak napręża się ziemia pomiędzy nimi, a serca zabiły nam szybciej.
– Byłam ciekawa, co się z tobą dzieje. Wiedziałam, że wcześniej czy później się spotkamy.
– Skąd wiedziałaś?
Spojrzała na mnie, jakbym palnął głupotę.
– Kobieca intuicja.
– Ach, no tak.
Niewielkie miałem pojęcie o kobiecej intuicji. W ogóle o kobietach.
– Dlaczego teraz? – zapytała.
Wiedziałem, że albo powiem jej, co czuję, dzisiaj albo już nigdy. Jakoś nie wyobrażałem sobie umawiać z nią po koleżeńsku i męczyć z miłości, aż na moich oczach pojawiłby się ktoś inny.
Parskam śmiechem, aż się zapluwam.
– I pękłoby mi serduszko.
Czkawka przeszła. Dolewam sobie. Cieszę się, że o tym wspominam.
– To takie kurde… – Wznoszę szklankę. – Oszyszczające, kurde.
Jestem pijany, ale myślę w miarę jasno. Wspomnienia, alkohol, blues i mrok pasują do siebie. To jedna z tych spontanicznych chwil, które mają w sobie wyjątkowy klimat i zostają w umyśle na zawsze.
– I nie ma ciebie, moja piękna małżonko, żebyś mi ją zepsuła.
Nie wiedziałem, jak jej wtedy odpowiedzieć. Chciałem to zrobić jak najlepiej, w odpowiednim momencie.
– Widzisz tamten dom? – Pokazałem paluchem.
– Który?
Był dwie dzielnice stąd, maciupki. Opisałem charakterystyczne budynki dookoła.
– Aha, widzę – powiedziała.
– To wulkanizacja, pracuję tam.
– No coś ty? Jak to, a szkoła?
– Właścicielem jest kolega mojego ojca. Pracuję tam po szkole i w soboty. Już ponad rok.
– Nieźle.
– Tam jest takie jedno okno, widzisz?
– Mhm.
– Codziennie widzę twój dom, okno twojego pokoju na poddaszu. Dalej masz tam pokój?
– No jasne.
– Zastanawiałem się, co u ciebie, czy siedzisz teraz w swoim pokoju, co robisz. W końcu musiałem cię zobaczyć.
– Bo kiedyś byłeś we mnie zakochany. – Roześmiała się.
To był ten moment. Spuściłem głowę i powiedziałem śmiertelnie poważnie.
– Nigdy nie przestałem cię kochać.
Ola spojrzała na mnie zaskoczona. Spodziewałem się, że powie teraz, że nic by z tego nie wyszło, że możemy być przyjaciółmi i takie tam. Nie szkodzi, byłem na to przygotowany. Ale i tak się wstydziłem. Patrzyłem w ziemię i czekałem jak na wyrok. A Ola dotknęła mojej twarzy i mnie pocałowała.
– I to w usta, kurde – mówię i odstawiam szklankę.
Szczać mi się znowu zachciało. Niestety prostata już nie ta, co kiedyś. Dźwigam się z fotela i idę do klopa. Siadam na kiblu. Na stojąco strumień byłby jak pląsająca za fletem kobra. Nie chce mi się z nią walczyć, jeszcze bym poległ i musiał sprzątać.