Turlaj sie

Autor: brunokadyna
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Wtedy jakiś typ przechodził za nami, chyba był dziabnięty. Miał pewnie trochę mniej lat, niż ja teraz.

– Ej, nie bądź głupi, zepchnij ją! Niech się sturla na sam dół! A ty uciekaj! Oddal się dostojnie! – Zaczął pokazywać krok defiladowy. – Nie pakuj się w to, mówię ci, niech się turla! Nie będziesz żałował!

Odmaszerował, a my patrzyliśmy za nim.

– Co za pajac – powiedziała Ola.

– No, ale śmieszny.

Potem podchwyciłem jego słowa i często drobne sprzeczki kończyliśmy słowami – turlaj się! Wiele napięć to rozładowało. Ale dawno o tym zapomnieliśmy.

Tam na wzgórzu nie było jeszcze przyszłości, nie było nas. Oparłem się z tyłu na rękach, ona zrobiła to samo. Nasze dłonie znalazły się na tyle blisko, że poczuliśmy, jak napręża się ziemia pomiędzy nimi, a serca zabiły nam szybciej.

– Byłam ciekawa, co się z tobą dzieje. Wiedziałam, że wcześniej czy później się spotkamy.

– Skąd wiedziałaś?

Spojrzała na mnie, jakbym palnął głupotę.

– Kobieca intuicja.

– Ach, no tak.

Niewielkie miałem pojęcie o kobiecej intuicji. W ogóle o kobietach.

– Dlaczego teraz? – zapytała.

Wiedziałem, że albo powiem jej, co czuję, dzisiaj albo już nigdy. Jakoś nie wyobrażałem sobie umawiać z nią po koleżeńsku i męczyć z miłości, aż na moich oczach pojawiłby się ktoś inny.

Parskam śmiechem, aż się zapluwam.

– I pękłoby mi serduszko.

Czkawka przeszła. Dolewam sobie. Cieszę się, że o tym wspominam.

– To takie kurde… – Wznoszę szklankę. – Oszyszczające, kurde.

Jestem pijany, ale myślę w miarę jasno. Wspomnienia, alkohol, blues i mrok pasują do siebie. To jedna z tych spontanicznych chwil, które mają w sobie wyjątkowy klimat i zostają w umyśle na zawsze.

– I nie ma ciebie, moja piękna małżonko, żebyś mi ją zepsuła.

Nie wiedziałem, jak jej wtedy odpowiedzieć. Chciałem to zrobić jak najlepiej, w odpowiednim momencie.

– Widzisz tamten dom? – Pokazałem paluchem.

– Który?

Był dwie dzielnice stąd, maciupki. Opisałem charakterystyczne budynki dookoła.

– Aha, widzę – powiedziała.

– To wulkanizacja, pracuję tam.

– No coś ty? Jak to, a szkoła?

– Właścicielem jest kolega mojego ojca. Pracuję tam po szkole i w soboty. Już ponad rok.

– Nieźle.

– Tam jest takie jedno okno, widzisz?

– Mhm.

– Codziennie widzę twój dom, okno twojego pokoju na poddaszu. Dalej masz tam pokój?

– No jasne.

– Zastanawiałem się, co u ciebie, czy siedzisz teraz w swoim pokoju, co robisz. W końcu musiałem cię zobaczyć.

– Bo kiedyś byłeś we mnie zakochany. – Roześmiała się.

To był ten moment. Spuściłem głowę i powiedziałem śmiertelnie poważnie.

– Nigdy nie przestałem cię kochać.

Ola spojrzała na mnie zaskoczona. Spodziewałem się, że powie teraz, że nic by z tego nie wyszło, że możemy być przyjaciółmi i takie tam. Nie szkodzi, byłem na to przygotowany. Ale i tak się wstydziłem. Patrzyłem w ziemię i czekałem jak na wyrok. A Ola dotknęła mojej twarzy i mnie pocałowała.

– I to w usta, kurde – mówię i odstawiam szklankę.

Szczać mi się znowu zachciało. Niestety prostata już nie ta, co kiedyś. Dźwigam się z fotela i idę do klopa. Siadam na kiblu. Na stojąco strumień byłby jak pląsająca za fletem kobra. Nie chce mi się z nią walczyć, jeszcze bym poległ i musiał sprzątać.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
brunokadyna
Użytkownik - brunokadyna

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2024-10-11 00:53:04