Trzy Rzeźby
-A ty mnie lubisz?
-A masz gumę?
-A lubisz mnie?
-No, lubię.
-Bo wiesz co... Ja lubię jak się wszyscy patrzą. I dlatego włażę. Nawet jak mi się nie chce. I myślę, że inaczej to mnie lubić nie będą.
-Dziwny jesteś.
-Wiem...
-Ale Cię lubię. Jak masz gumę to nawet bardzo.
-Fajnie.
-A co Cię wzięło tak, że mówisz tak?
-Bo ja nie wiem... A dlaczego mnie lubisz?
-Bo ja wiem za co się lubi... Tak po prostu się lubi. Chyba za wszystko na raz. Się sobą tak nie przejmuj się. A Ty mnie lubisz?
-Pewnie. Inaczej bym Ci gum nie dawał.
-Fajnie.
Dzięki tej rozmowie paruletnich dzieci, mały Czarek uniknął w późniejszym wieku problemów z poczuciem własnej wartości, chęci sprawdzenia się i wielu innych dylematów głębokiej natury psychologicznej. Był to bardzo ważny dzień.
Ubrania leżały wszędzie. Między fragmentami rozłupanej lampy. Między poduszkami jeszcze przed chwilą zdobiącymi sofę. Między parującymi ciałami.
-Jak to dobrze, że mały ma kolegów...
-O kim mówisz?- Spytał mężczyzna zerkając na swoje krocze.
-O twoim synu! Mam nadzieję, że ten drugi „mały” nie ma żadnych koleżanek o których nie wiem...
-Nic mi o nich nie wiadomo, musiałabyś go sama zapytać, ale już jest trochę stary i nie dosłyszy. Musisz mówić bardzo głośno, albo, szeptać mu z bliska...
-Osz Ty!
Słychać było tylko plask poduszki.
/
-Mamo, tato! Jestem!
-Nieprawda!
-Co tato?
-Nic, nic synek!
-Gdzie mama?
-Nie chcesz wiedzieć...
-Cooo?
-Kąpie się!
-Aha... Lampa się stłukła!
-Patrz co robisz!
-Ale to nie ja! Stłuknięta już była!
-Pewnie! I co jeszcze? Może to była noga mamy?
-Tak!
-Trafiony...
-Cooo?
-Nic! Sprzątnij z łaski swojej!
- Ehhh, i po co było wracać...
- Co mówisz synek?
- Co mówisz łojciec?
-Nic - po chwili dodał cichutko, tak aby usłyszała to tylko jego ukochana- Mam nadzieję, że jego żona będzie piękna.
-Dlaczego?
-Żeby miał mnóstwo dzieciaków i nigdy nie zaznał spokoju...
Słychać było tylko plask poduszki.
To był piękny dzień. Słońce rozgrzewało blady błękit nieba. Pachniało wiosną. To był jeden z takich dni, który otaczała aura dzięki której szara codzienność jest pomarańczowa. Wtedy praca nie trwa tak długo, naczynia zmywają się szybko, a wieczorna chwila relaksu trwa wieki. Także myśl o konieczności wstania wcześnie następnego poranka, jakoś się zaciera. To był piękny dzień. Zwłaszcza, że sobota.
- Szybko, szybko! Jedziemy łojcieć!
- Nie mów do mnie łojcieć, tylko tatuś, synek
-Nie mów do mnie synek tylko Czarek, łojciec!
-A w dziub chcesz?
-Tak!
Po chwili mały Czaruś pięknym lotem łukowym wylądował na miękkiej kanapie. Nie wiadomo czy właśnie tam miał trafić. Świadczy to, iż miotający ojciec nie jest dobry w grze w kosza, lub że ma dobre serce. W jednej i drugiej wersji dostałby naganę od żony, gdyby ta akurat nie pakowała kanapek.
- Co tam się dzieje?
- Mamo biją!
-To oddaj.
-Mają przewagę liczebną! Tacie pomaga brzuch!