Trzy Rzeźby

Autor: alberto92
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

-A ty mnie lubisz?

-A masz gumę?

-A lubisz mnie?

-No, lubię.

-Bo wiesz co... Ja lubię jak się wszyscy patrzą. I dlatego włażę. Nawet jak mi się nie chce. I myślę, że inaczej to mnie lubić nie będą.

-Dziwny jesteś.

-Wiem...

-Ale Cię lubię. Jak masz gumę to nawet bardzo.

-Fajnie.

-A co Cię wzięło tak, że mówisz tak?

-Bo ja nie wiem... A dlaczego mnie lubisz?

-Bo ja wiem za co się lubi... Tak po prostu się lubi. Chyba za wszystko na raz. Się sobą tak nie przejmuj się. A Ty mnie lubisz?

-Pewnie. Inaczej bym Ci gum nie dawał. 

-Fajnie.

Dzięki tej rozmowie paruletnich dzieci, mały Czarek uniknął w późniejszym wieku problemów z poczuciem własnej wartości, chęci sprawdzenia się i wielu innych dylematów głębokiej natury psychologicznej. Był to bardzo ważny dzień.

 

 

Ubrania leżały wszędzie. Między fragmentami rozłupanej lampy. Między poduszkami jeszcze przed chwilą zdobiącymi sofę. Między parującymi ciałami.

-Jak to dobrze, że mały ma kolegów...

-O kim mówisz?- Spytał mężczyzna zerkając na swoje krocze.

-O twoim synu! Mam nadzieję, że ten drugi „mały” nie ma żadnych koleżanek o których nie wiem...

-Nic mi o nich nie wiadomo, musiałabyś go sama zapytać, ale już jest trochę stary i nie dosłyszy. Musisz mówić bardzo głośno, albo, szeptać mu z bliska...

-Osz Ty! 

Słychać było tylko plask poduszki.


/


-Mamo, tato! Jestem! 

-Nieprawda!

-Co tato? 

-Nic, nic synek!

-Gdzie mama?

-Nie chcesz wiedzieć...

-Cooo?

-Kąpie się! 

-Aha... Lampa się stłukła!

-Patrz co robisz!

-Ale to nie ja! Stłuknięta już była!

-Pewnie! I co jeszcze? Może to była noga mamy? 

-Tak!

-Trafiony...

-Cooo?

-Nic! Sprzątnij z łaski swojej!

- Ehhh, i po co było wracać...

 - Co mówisz synek?

- Co mówisz łojciec?

-Nic - po chwili dodał cichutko, tak aby usłyszała to tylko jego ukochana- Mam nadzieję, że jego żona będzie piękna.

-Dlaczego?

-Żeby miał mnóstwo dzieciaków i nigdy nie zaznał spokoju...

Słychać było tylko plask poduszki.

 

To był piękny dzień. Słońce rozgrzewało blady błękit nieba. Pachniało wiosną. To był jeden z takich dni, który otaczała aura dzięki której szara codzienność jest pomarańczowa. Wtedy praca nie trwa tak długo, naczynia zmywają się szybko, a wieczorna chwila relaksu trwa wieki. Także myśl o konieczności wstania wcześnie następnego poranka, jakoś się zaciera. To był piękny dzień. Zwłaszcza, że sobota.

- Szybko, szybko! Jedziemy łojcieć!

- Nie mów do mnie łojcieć, tylko tatuś, synek

 -Nie mów do mnie synek tylko Czarek, łojciec!

-A w dziub chcesz?

-Tak!

Po chwili mały Czaruś pięknym lotem łukowym wylądował na miękkiej kanapie. Nie wiadomo czy właśnie tam miał trafić. Świadczy to, iż miotający ojciec nie jest dobry w grze w kosza, lub że ma dobre serce. W jednej i drugiej wersji dostałby naganę od żony, gdyby ta akurat nie pakowała kanapek.

- Co tam się dzieje?

- Mamo biją!

 -To oddaj.

-Mają przewagę liczebną! Tacie pomaga brzuch!

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
alberto92
Użytkownik - alberto92

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2021-04-12 16:00:56