Trzy Rzeźby
Ona.
Na szczęście koło warsztatu nie było policji. Każdy młody aspirant zostawiający za sobą ślady wyciekającego testosteronu byłby wniebowzięty mogąc tam się znaleźć. Przeplatanka przekleństw i huku głuchych uderzeń brzmiała dla takiego jak awans. Problem był jeden. Przeklinający głos był kobiecy, a doświadczenie podpowiada, że do jego właścicielki nie powinno się podchodzić bez oddziału specjalnego z pozwoleniem na ogień zaporowy. Zwłaszcza, że inne odgłosy wskazywały na siekierę.
-Pierrrdolony debil!- Świst i stuk. - A żeby go szlak trafił w dupę! Tak by się obesrał na ślubie! Własnym! - Świst i stuk.- Z jakąś kozą!
-To nie pomoże, wiesz?- Powtórzyła znużona siostra, spokojnie czytając gazetę w rogu warsztatu artystycznego.
Świst, przekleństwo i dźwięk upadającej siekiery.
-Kurrwa, nie trafiłam.- Powiedziała podbiegając po siekierę, leżącą centymetr przed nogami siostry.
-Zarobisz coś na tym, ehm, dziele?- Zapytała oglądając strzępy kiedyś idealnie prostokątnego kawałka drewna.
-Może ten bezmózgi drań to sobie kupi. Przypomina jego matkę.- Świst i stuk- Teraz wygląda jak on sam.
-Rzeźbiłaś kiedyś siekierą?
-Prawie raz. Gdy spotkałam go się ostatnio, próbowałam poprawić mu rysy... Temu skończonemu idiocie, palantowi, draniowi! -Każde określenie było poprzedzone zamaszystym cięciem ciężkiego topora.- Strasznie szybko biega.
-Dogoniłaś go?
-Prawie.
Świst i stuk.
Siedząca kobieta była doskonale oswojona z takimi sposobami odreagowywania przez swoją siostrę, przez co często była po stronie „drani”. Cokolwiek by nie zrobili, na pewno nie było to dobrym powodem utraty wszystkiego czym można ruszać. Łącznie z twarzą. Chociaż, jakby się temu dokładniej przyjrzeć, ten ostatni drań był blisko. A do tego zapomniał, iż nie powinno się zadzierać z kimkolwiek posiadającym ramiona oswojone z bronią białą. A już na pewno jeśli ma na imię Kasia.
-Mamy więcej drewna? - Spytała Katarzyna powiększając stos wiór.
-Gdybyś zamiast drzazg, zrobiła z tego krzesełka, jedyną konkurencją byłaby IKEA.
-Świetny żart... Bardziej suchy jest chyba tylko ten pół debil bez jaj.
-Bez jaj? Czyli jednak go dogoniłaś?
Odpowiedzią był wściekły ryk, godny dzikiej Indianki. Nie wiem czy Indianki były dzikie ani czy rzucały toporami, lecz jeśli tak, każda mogłaby się schować przy Katarzynie.
Długi świst i stuk.
-Chyba przebił drzwi.
-Kurwa.
Dzień był wietrzny. Chłód wiatru wyginał wierzchołki drzew i ciała poszukujące ciepła. Latające liście, niektóre jeszcze zielone, nie pachniały jesienią tylko huraganem. Będzie padać.
-Będzie padać.
-Pan „oczywisty” kontratakuje?
-Uuu ktoś jest nerwowy... Podpaskę?
Szelest kurtki i uderzenie. Drugi szelest i dźwięk określony jako „ała”. Nie ma nic bardziej uroczego niż przekomarzanie się względnie dorosłych kobiet. Względnie dorosłych czyli nie koniecznie dojrzałych. Dwadzieścia parę lat to nie trzydzieści, jeszcze do niczego nie zobowiązują. Za parę lat wersja zmieni się na „trzydzieści to nie czterdzieści, do niczego nie zobowiązują”. I tak wersja będzie się zmieniać, dopóki nie trzeba będzie przygotowywać wnuczkom konfitur, co już jest jakimś zobowiązaniem przychodzącym z wiekiem. Ale w przypadku tej parki, nie było to takie pewne. Należały bowiem do osób po których nie spodziewa się stereotypowego zachowania nawet w wieku babulęcym. Miały za to sporo znajomych.