Tajemnica Magnusa
Cisza dochodząca ze środka , według mnie nie wróżyła niczego dobrego , w tym pokoju zawsze coś się działo, na dodatek z pod progu pomieszczenia widać było błysk światła , ktoś napewno był w środku. Paliła mnie ogromna ciekawość, aby uchylić drzwi i sprawdzić co się dzieje. Wiedziałem , że jeśli mnie nakryją , nie obędzie się bez konsekwencji.
Strach wziął górę i zwyciężył rozsądek , postanowiłem wrócić szybko do siebie i w swojej celi jeszcze raz przemyśleć jak dostać się niezauważonym do środka i obejrzeć pracownie. Bardzo mnie ciekawiło co też tam wyrabiał wynalazca , podobno wyznawał samego diabła , co potwierdzało wielu kleryków , którzy mieli z nim do czynienia. Co prawda interesowała mnie nie tylko sama pracownia , ale szkice i księgi wynalazcy, o których krążyło wiele opowieści.
Chciałem tylko na nie spojrzeć i przekonać się ile prawdy było w plotkach. Wystarczyło tylko upewnić się , kiedy w komnacie nie będzie nikogo . Przez kilka kolejnych dni pilnie obserwowałem sługę alchemika, którego często spotykałem w porze posiłków .
Nadszedł wreszcie długo wyczekiwany dla mnie dzień. O świcie podczas swoich codziennych obowiązków z okien biblioteki widziałem jak Mistrz ze swym sługą wyprowadza konie z stajni , poprawia sakwy z prowiantem i szybko rusza w stronę głównego traktu. Podobno wybierali się do oddalonego o kilkadziesiąt wiorst miasta , po odczynniki potrzebne do produkcji odpornej na działanie warunków atmosferycznych farby , którą można było barwić kamień. Wiedziałem , że droga w obie strony zajmie obu jeźdźcą większość dnia , ten czas z pewnością starczy na przeszukanie komnaty.
Największym problemem było wymknięcie się tak , abym nie został przez nikogo zauważony .
Zamierzałem niepostrzeżenie wymknąć się podczas porannej mszy do komnat Magnusa, gdy wszyscy Bracia będą modlić się w kościele . Aby nie wzbudzić żadnych podejrzeń zszedłem z dormitorium , w którym znajdowały się nasze cele i udałem się jak co dzień do kościoła na modlitwę. W trakcie mszy stanąłem jak najbliżej wyjścia, z dala od ław dla duchowieństwa ,aby jak najmniej rzucać sie w oczy. Sprytnie ukryłem się w cieniu za wielkim filarem i powoli posuwałem w znanym sobie kierunku. Wymknąłem się niepostrzeżenie jednymi z bocznych drzwi , skąd przez wirydarz mogłem dostać się do każdego pomieszczenia w klasztorze i udałem się do miejsca , gdzie mieszkał alchemik . Kiedy ukradkiem pokonywałem przestrzenie między filarami krużganku , szybko wśliznąłem się w wąską przestrzeń blisko tylnej ściany i pchnąłem znajdujące się z boku drzwi Czułem jak po twarzy spływa mi pot , ale chęć obejrzenia pokoju była silniejszą pokusą. W duchu obiecałem sobie , że jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli i nikt mnie nie nakryje sam nałożę sobie pokutę .Przez całą drogę nerwowo oglądałem się za siebie , obawiając się , że napotkam kogoś po drodze. Gdybym kogoś spotkał nie miałby wymówki , obecność wszystkich Braci na modłach była obowiązkowa i nie podlegała żadnym dyskusją , w tych kwestiach przeor nikomu nie odpuszczał , a za nieposłuszeństwo każdego czekała sroga kara , najpewniej post , albo jeszcze coś gorszego . Na samą myśl o karze , wytarłem spocone dłonie o habit, teraz nie miałem już odwrotu . Jeszcze raz upewniłem się, że nikt za mną nie idzie , rozejrzałem po korytarzu , miałem nadzieje, iż pokój będzie otwarty , tak jak nasze cele , które nie miały zamków.