SZczeniak o imieniu Moni
Następnego dnia pojechali, domek, w którym mieszkała babcia Zosia to parterowy drewniak,
otulony zielenią. Stara kobieta wyszła im na spotkanie, serdecznie zaprosiła do mieszkania,
w którym panował nieład. Anka czuła się nieswojo, jednak szybko odnalazła się w nowej rzeczywistości. Razem z Jurkiem postanowili, że zamieszkają z babcią, odnowią mieszkanie.
Przeprowadzka zajęła parę dni tak jak remont mieszkania. Babcia cieszyła się z wnuka, a Ankę polubiła od razu.
Lato z podchmielonym czerwcem przyszło niespodziewanie, rozlewając słodycz na drzewa
i krzewy. Anka miała swój dom, mężczyznę, z którym mogła spacerować przez swoje życie
i była na swój sposób szczęśliwa. W lipcowe przedpołudnie babcia Zosia zachorowała , nagle jak letnia burza, bez zapowiedzi i uprzedzenia. Pogotowie przyjechało bardzo szybko, niewydolność krążenia ( diagnoza lekarza). W szpitalu babcia zmieniła się, stała się taka obca. Niewiele mówiła tylko bezmyślnie wpatrywała się w szarą ścianę jakby tam odnalazła antidotum. Anka codziennie odwiedzała babcię w szpitalu , usiłowała ją rozbawiać, jednak jej zachody były zbyteczne. Babcia już wybrała swoją drogę, teraz tylko czekała, a to
umiała robić. Lekarze wypisali panią Zosię po tygodniu obserwacji, tu już nic nie pomożemy, tylko leczenie zachowawcze i należy czekać będąc przygotowanym na wszystko.
Ten wyrok, który odczytał lekarz był straszny - jednak prawdziwy.
W domu babcia Zosia czuła się różnie , raz lepiej , innym razem okropnie. Już nie chciało jej się żyć, chciała odejść do swoich, którzy tam na nią czekają . Był dwudziesty pierwszy lipca. Za oknem słońce usiadło na parapecie i przyglądało się starej kobiecie, która malała z godziny na godzinę. Odeszła razem z zachodzącym słońcem.
Anki nie był w domu, kiedy wróciła babcia już była po drugiej stronie z uśmiechem na ustach . Wyglądała jakby spała.
Załatwianie ceremonii pogrzebowej spadło na Ankę. Jej ukochany Jurek zaplątał się w aferę narkotykową i został zatrzymany. Nawet nie zwolniono go na pogrzeb Babci.
Anka znów została sama okaleczona życiem, bezsilna . Lipiec zszedł z kalendarza nagle powiewem wiatru i nawet nie obejrzał się za siebie.
Minęło kilka tygodni Anka nie mogła odwiedzać Jurka, sama została z sobą, kiedy w sąsiedztwie pojawili się nowi lokatorzy dziewczyna szybko się z nimi zaprzyjaźniła.
Spotykali się co wieczór, razem biesiadowali do białego rana. Spacerowali przez kolejne szkła tak bez przyszłości po zapomnienie .
Babie lato zakwitło złotem i rozwiesiło girlandy szkarłatnych jarzębin na smutnych gałęziach,