SZczeniak o imieniu Moni
Anka czuła się źle, nawet bardzo, zawroty głowy, nudności. Kiedy poszła do lekarza okazało się, że jest w ciąży i to w trzecim miesiącu.
Co ja teraz zrobię- myślała jak dalej żyć, kto mi pomoże przecież jestem sama ,sama jak wyrzucony kundel.
Kolejne miesiące upływały podobnie Anka nadal piła i nie przejmowała się swoim stanem,
uważała ,że tak łatwiej. Łatwiej zrozumieć siebie, a może tylko usprawiedliwić.
Kiedy zima zagościła na dobre Anka spacerowała pomiędzy snem, nocą i szkłem. To była jej filozofia na życie , tak odnajdowała kawałki siebie rozsypane gdzieś tam kiedy jeszcze miała
siebie, Jurka i miłość, może naiwną i obdartą z intymności jednak było to uczucie dzięki, któremu jeszcze istniała.
Kolejne miesiące nie różniły się niczym innym, może jedynie tym, że słońce świeciło bardziej
impulsywnie, czasami zachowywało się jak spragniony życia człowiek i krzyczało sobą oznajmiając wszem, ze świat jest piękny.
Anka tego jednak nie zauważała, jej życiem były noce, zagadkowe i spełnione jedynie w kolejnej butelce.
Kiedy maj krzyczał kwiatami Anka poczuła się źle. Wezwano pogotowie, zaczęła się
akcja porodowa. Na świat przyszła maleńka istota o czarnych włoskach i takich maleńkich
delikatnych dłoniach, maleńkie kurczątko niewinne i zdziwione światem, światem, który łapczywie chwytał kolejne dni. Mała miała niedowagę i zaawansowaną krzywicę, lekarze
zaproponowali Ance oddanie dziecka do adopcji, jednak matka nie zgodziła się, powiedziała, że kocha maleństwo i nigdy nie oddałaby go obcym ludziom. Ona ją wychowa jak będzie umiała najlepiej, czuła, że nareszcie ma coś swojego, upragnionego. Czuła ,że jest szczęśliwa jak nigdy dotąd.
Opuściły szpital. Anka fruwała ze szczęścia, czuła się potrzebna i zrealizowana. Na miejscu w domu czekali na nią sąsiedzi, kupili wózek dla małej i powiedzieli, że zajmą się nimi. Kolejne tygodnie upływały spełnieniem, mała nie była męczącym dzieckiem, spała i rosła, a płakała jedynie kiedy była głodna. Ance jednak brakowało tamtych wspólnych nocy i kiedy tylko mała spała, wymykała się niepostrzeżenie i uciekała w kolejne zapomnienie dla siebie, to było silniejsze od niej . Zdarzało się, że nie wracała do domu, tylko spała u sąsiadów. Mała wówczas zamiast przybywać na wadze zaczęła niknąc w oczach, stała się kapryśna. Anka nie umiała sobie z nią poradzić, często wyżywała się na małej, krzyczała i całą swoją złość za nieudane swoje życie przypisywała małej.
Sierpień był bardzo ciepły i Anka wystawiała małą na podwórko, żeby wdychała ciepłe powietrze. Któregoś dnia przybłąkał się do nich bezpański pies. Anka pomyślała sobie - on taki jak ja, więc trzeba mu pomóc. Psina szybko zaaklimatyzował się w nowych warunkach.