Świat Ojczysty: Rozdział I Część 4
— Dziękuję, Dunne. Jesteś kochany — odpowiedziała.
Dunne udał, że się wstydzi i zwrócił się do wszystkich, tak żeby wszyscy dobrze go usłyszeli.
— Proszę, nie mówcie mojej żonie. Zabiłaby mnie!
Wszyscy obecni wybuchnęli śmiechem, zasiadając do długiego stołu, przy którym prowadzili rozmowy i narady.
— Dobrze wiemy, że nie mógłbyś zdradzić Jessici. Z nikim. Za bardzo się jej boisz — odcięła się. Na jej słowa odpowiedziały kolejne chichoty.
— No wiesz? Poczułem się urażony — i puścił do niej oko.
— Tak, tak. O to nasz Peter Dunne! Największy podrywacz będący jednocześnie pod pantoflem swojej żony. Biedaczek.
— A żebyś wiedziała!
Rozluźniła się trochę. Była mu za to wdzięczna. Miała dobrych współpracowników. Dlatego tak bardzo się dla nich starała.
— Cieszę się, że nikomu nic się nie stało podczas awarii — powiedziała opierając łokcie o stół.
— Sytuacja przez chwilę wyglądała poważnie.
— Wiem, Peter. Musimy ustalić jej źródło.
— Wszystko sprawdzimy — zapewnił ją Dunne.
Dziewczyna rozejrzała się. Brakowało tu paru osób.
—A gdzie porucznik i jego zastępca?
— Tutaj, pani profesor.
Odwróciła się. Dwóch mężczyzn z bronią przy boku zasalutowało jej.
— Już wam mówiłam poruczniku, że nie musicie mi salutować.
— Według mnie muszę. Jasno dostałem rozkaz, że jestem pani podwładnym
i mam wykonywać wszystkie pani polecenia.
— Och, Johnson. Wiem, że jesteś żołnierzem, ale to mnie krępuje. Nie jestem wojskowym tak jak ty.
Wyższy z nich podszedł bliżej. Nikt się nie poruszył, czekając, co powie.
— Ani ja. Nie jestem żołnierzem. Już nie. Jeśli wolisz, mogę nie salutować. Pod warunkiem, że wydasz mi taki rozkaz.
— Mówisz, że nie jesteś żołnierzem, ale mam ci wydać rozkaz. Nie rozumiem.
— To, co tutaj robię nie ma nic wspólnego z prawdziwą służbą. Zresztą, nie zrozumie pani.
Agnieszka zmarszczyła brwi. Była na to zbyt zmęczona. Patrzyła na porucznika Marka K. Johnsona ze zdziwieniem. Faktycznie go nie rozumiała.