Samotność w wielkim mieście
- E… Eli… Elisa… - zdołała wyjąkać, z trudem panując nad dreszczami.
- Bardzo ładnie! Ja jestem Jet, a to są Ina, Valeria i Armin – kolejno przedstawił obecnych. – Twoje kłopoty się skończyły, Eliso! Wybieramy się właśnie do najlepszego lokalu w Stolicy i mamy zamiar się BAWIĆ!
Włączył muzykę w swoim grającym nakryciu głowy i cała czwórka zaczęła na nowo podrygiwać na jadącym przed siebie z prędkością pięciu kilometrów na godzinę chodniku. Elisa rozkoszowała się nieoczekiwanym darem w postaci ciepłego futra i usiłowała nie stoczyć się z chodnika – tak bardzo była zmęczona, śpiąca i przejęta. Po jakichś dziesięciu minutach dotarli w pobliże jednej z najbardziej znanych dyskotek w mieście – klubu o wiele mówiącej nazwie „Studnia”. Elisa wiele słyszała o tym miejscu, ale nigdy w nim nie była. Był to lokal dla wybrańców, o czym informował napis w staroangielskim jarzący się nad głównym wejściem: „Code Only”.
Elisa stanęła jak wryta, nie śmiejąc przekroczyć progu.
- Co jest? – spytał Jet, ujmując ją pod ramię – Dlaczego nie wchodzisz?
- Tylko dla kodowanych… - Elisa zwiesiła głowę, przestępując z nogi na nogę.
- No i..?
Elisa poczuła nagle swędzenie w okolicy prawego nadgarstka. Zdumiona podwinęła rękawiczkę i osłupiała podniosła dłoń do oczu. Na jej nadgarstku czerwieniał KOD. Omal nie zemdlała z wrażenia: nagle nie była pogardzanym przez wszystkich mongrelem, była człowiekiem. Mogła wejść wszędzie, kupić wszystko, robić wszystko. Zabrakło jej tchu i Jet musiał ją podtrzymać.
- Hej, Elisa? – spytał z niepokojem – Co jest z tobą? Wejdźmy wreszcie, bo zaczyna mi być zimno…
Pozwoliła się przeprowadzić przez drzwi i znajdującą się za nimi kurtynę powietrzną. W wąskim hallu robot – selekcjoner kolejno odczytywał kody. Kiedy zbliżył się do Elisy, ta poczuła, że znowu uginają się pod nią kolana. Serce jak oszalałe waliło jej w piersi, kiedy podsuwała rękę pod czytnik. Czerwony promień przesunął się nad jej nadgarstkiem i po chwili robot obojętnie przemieścił się w stronę kolejnego wchodzącego. Elisa poczuła na policzkach łzy ulgi i bezgranicznego szczęścia. Inny robot odebrał ich wierzchnie okrycia i po chwili cała piątka wstąpiła na ruchome schody wiodące gdzieś w dół.
- Cztery podziemne kondygnacje – wyjaśnił Jet. – Na każdym piętrze inny rodzaj muzyki: havybeat, elektro, sonic albo delikatny technodream. Co tylko chcesz. Słyszałem, że w najlepsze noce bawi się tutaj nawet dziesięć tysięcy ludzi.
Zjechali do podziemi. Poszczególne parkiety miały formę przeszklonych pięcioboków zamkniętych wokół rozświetlonego kolorowymi laserami szybu. Tańczący mogli podziwiać jedyny w swoim rodzaju spektakl światła i dymu, który rozgrywał się wewnątrz studni: laserowe bitwy, tańczące postacie, mityczne zwierzęta i setki innych. Na oczach zdumionej Elisy z dna studni podniósł się błękitny anioł i leniwie machając pierzastymi skrzydłami wzlatywał w górę, by rozpłynąć się pod sufitem jak mgła.
- Jakie to piękne! – wykrzyknęła Elisa, przyciskając ręce do piersi.
- To co? – spytał Jet, który niewątpliwie przewodził całej bandzie – Absolutium dla wszystkich na rozgrzewkę?
Odpowiedział mu entuzjastyczny chór – tylko Elisa swoim zwyczajem spuściła głowę.
- Ale absolutium jest tylko dla ko… - ugryzła się w język. Popatrzyła na nadgarstek i wybuchła śmiechem.
- No to postanowione! – zaśmiał się Jet.
Po chwili automat usługujący przyniósł im cztery ciemnozielone kolby w kształcie stylizowanych liści, zakończone wygiętą szklaną rurką.
- Za dobrą zabawę! – zawołał Jet, wznosząc toast.
Elisa zawahała się zanim zrobiła pierwszy łyk. Nigdy nie piła absolutium, dla niekodowanych było ono niedostępne. Ostrożnie wsunęła rurkę w usta i pociągnęła nieśmiało. Absolutium – mieszanina słabego alkoholu i narkotyku, który nie uzależniał, nie otumaniał, ani nie wykazywał skutków ubocznych… Po którym ludzie czuli radość i chęć zabawy, a świat wydawał się znacznie przyjemniejszy, niż był… Absolutim miało lekko ziołowy posmak, który rozlewał się po podniebieniu falą tajemnej goryczki, przywodzącą na myśl zakazane mikstury średniowiecznych alchemików. Elisa przełknęła napój i uśmiechnęła się z błogością.