Róże w czerni cz-7
- Obiecałem być wobec ciebie w porządku i dotrzymam obietnicy, przecież przyniosłem ci dokumenty z dowodami spłaty długu. Jeśli zaś chodzi o rozwód, to sama wiesz, że najpierw muszę otrzymać kasę od dziadka, a dopiero potem mogę wnieść pozew do sądu. Wiesz, odnoszę wrażenie, że ty sama się prosisz o kłopoty, chyba do końca życia nie wydoroślejesz. Mówiąc to podszedł do niej i lekko nią wstrząsnął: - Kinga obudź się, na jakim ty świecie żyjesz?
Prychnęła i wycedziła przez zaciśnięte zęby:
- Dzięki ci za to, ale postaraj się doprowadzić swoje sprawy jak najszybciej do końca, bo nie zamierzam być zawieszona w próżni ni to panna, ni mężatka.
- Dobrze, już dobrze – przestań się dąsać. Idź do łazienki, zrób się na bóstwo, bo chcę cię zabrać na kolację: ślubną kolację – sprostował.
Kinga przeszyła go kamiennym spojrzeniem, bez słowa usiadła w fotelu, układając spuchnięte nogi na drugim.
- Co się stało, bolą cię nogi? – zapytał z troską, gdy zobaczył, jakie ma spuchnięte.
- Nie ważne. Bolą i już, nie twój interes – odburknęła, wzruszając ramionami.
- Trochę i mój, przecież jesteś moją żoną, prawda kotku?
- Dzięki serdecznie za takiego męża, który podczas ceremonii ślubnej ośmiesza żonę na oczach urzędnika i świadków. Czy, ty nie rozumiesz? Że mnie upokorzyłeś? Dopij kawę i bądź łaskaw zostawić mnie samą. Obiecałeś się nie naprzykrzać, dotrzymaj, więc słowa, bo twój widok mnie męczy i gdy na ciebie patrzę, zbiera mi się na wymioty – wyrzuciła ten potok słów prawie jednym tchem, aż jej ulżyło.
- Ty też nie byłaś mi dłużna, dlaczego to ja mam być tylko winny? – zapytał bawią się jej złością.
- Ale ty byłeś cyniczny i chamski, czy zawsze tak traktujesz kobiety? – odpaliła nie dając się zbić z tropu.
- Jeśli sobie zasłużą – parsknął śmiechem.
- Wiesz, że twoja bezczelność nie ma granic? I ty śmiesz jeszcze po tym wszystkim przyjść do mnie, jakby się nic nie stało? Trzeba mieś wyjątkowy tupet – sapała ze złości.
Patrzył na nią, pocierając palcami brodę.
– Skończyłaś? – spytał po chwili.
- Częściowo, tak.
- Więc teraz wysłuchaj mnie i przestań pleść głupstwa. Nie mam zamiaru się z tobą kłócić, bo nie po to tu jestem. Uważam, że powinniśmy się dogadać i nie drzeć kotów. Jeżeli będziemy żyli własnym życiem, ale w zgodzie, to pozostaniemy przyjaciółmi na zawsze. Mam do ciebie prośbę, nie wchodźmy sobie w drogę. Pamiętaj, jesteśmy ulepieni z jednej gliny, dlatego powinniśmy w niektórych sprawach, ustępować jeden drugiemu. Ja jestem porywczy, gdy mnie ktoś wyprowadzi z równowagi, wpadam w furię. Trudno, taki już jestem i nie potrafię tego zmienić. Ty natomiast, swoim ciętym językiem, możesz nawet umarłego doprowadzić do ostateczności.
Pierwszy raz, się tajemniczo uśmiechnęła.
– Powiedz, Arturze, tylko szczerze. Czy zawsze, będziesz deptał mi po piętach? Po co, właściwie tu jesteś? Nie wmówisz mi, że te opłacone rachunki, mają dla ciebie aż tak wielkie znaczenie.
- Nie, nie mają. Przecież wyraziłem się jasno, chciałem z tobą zjeść kolację.
- I tylko tyle? Nie wiem dlaczego, ale nie wierzę w twoją dobrą intencję.
- Więc postaraj się mi zaufać. Czy naprawdę, wyglądam na nieodpowiedzialnego mężczyznę?
- Posłuchaj, Arturze. Nie znam cię i nie potrafię odgadnąć, jakim jesteś naprawdę. Pierwszy raz spotkałam cię w dyskotece, gdzie nienajlepiej się zachowałeś.