Róże w czerni cz-7
- Dobry wieczór! Czy mogę wejść? – spytał nieśmiało.
- Nie za późno na wizytę? – wypaliła uszczypliwie. - Widzę, że masz mi coś do przekazania? – spytała po chwili, nie spuszczając oczu z dobrze znanej tekturowej teczki. – W taki razie możesz wejść, tylko na krótko, ponieważ nie przyjmuję gości o nocnej porze.
- Przepraszam. Nie sądziłem, że u ciebie dwudziesta, to już noc – odpowiedział.
- Noc, czy nie noc. Ale nie przyjmuję gości bez uprzedzenia – powiedziała krótko.
- Myślałem, że się ucieszysz, gdy usłyszysz, że zdjąłem z ciebie ciężar długu. Prawdę mówiąc, to liczyłem na milsze przyjęcie – powiedział udając żal.
- Nie obchodzi mnie, na co liczyłeś. Powiedz, co masz do powiedzenia i bądź łaskaw opuścić moje mieszkanie.
- Wybacz, jesteś nieuprzejma. Czy zawsze tak traktujesz gości? Gdybym wiedział, pozostawiłbym cię z niepewnością, abyś trochę spokorniała – dodał uszczypliwie.
- I kto, to mówi? Ty, który dałeś taki popis chamstwa? Który wszystkich masz w nosie, pełen buty i pychy? Nie bądź śmieszny – sapnęła gniewnie.
Artur zerknął na nią kątem oka, wcale nie był zadowolony jej potokiem słów, które spadały na niego niczym śnieżna lawina.
- Proszę weź te dokumenty, odtąd możesz spać spokojnie, bo już po sprawie – mruknął pod nosem i ruszył w stronę drzwi.
Kinga jednak nie dała za wygraną.
- Wolnego, to jest dopiero połowa sprawy. Dobrze wiesz, że z utęsknieniem będę czekała na orzeczenie rozwodu. Wreszcie się zreflektowała i spytała czy wypije kawę:
- Tak, proszę – powiedział i poszedł za nią do kuchni.
- Nie powinienem zostawać dłużej, ale może to i dobrze, bo wreszcie wypowiemy sobie wszystkie żale. A tak właściwie, dlaczego ciągle wracasz do naszego ślubu?– nawiązał do jej słów.
Kinga tylko coś odburknęła, nie miała ochoty na rozmowę, była wściekła, a zarazem zmęczona. Nastawiła w czajniku bezprzewodowym wodę i nie patrząc na nowo poślubionego męża, zaczęła wyjmować z wiszącej szafki szklanki. Pomimo że starała się być twarda, nie mogła opanować drżenia ręki, co nie uszło uwadze Artura, który stał oparty o lodówkę i nie spuszczał z niej wzroku.
- Z cukrem? – spytała zalewając wrzątkiem szklanki.
Pokręcił przecząco głową. Podszedł i chwycił tacę.
- Pozwól, że cię wyręczę i zabawię się w kelnera – powiedział.
Kinga nie patrząc na niego – kpiąco spytała:
– Noc poślubna, już się skończyła, czy dopiero się rozpocznie?
- Ani jedno, ani drugie – skwitował krótko. – Posłuchaj, Kingo, chcę omówić z tobą pewne sprawy, a ponieważ nie dajesz mi dużo czasu, muszę się streścić.
- A mianowicie?
- Jak widzisz przyniosłem ci teczkę. Wszystko masz wyprowadzone i zapłacone, zajął się tym mój księgowy. I mam do ciebie prośbę, nie pakuj się więcej w nieprzemyślane interesy, by nie powtórzyły się podobne problemy.
- Już się wpakowałam i nie mam pojęcia jak z nich wybrnąć. Musisz przyznać, że to była cholernie głupia i nieprzemyślana decyzja. Ten idiotyczny ślub odbija mi się czkawką, kiedy tylko o nim pomyślę.
- Kobieto! Zastanów się! Przecież zgodziłaś się z własnej woli, ja cię nie zmuszałem. Czy ty naprawdę nie pomyślisz, zanim coś powiesz i zrobisz?
- Wzięłam ten ślub, bo miałam nóż na gardle, a teraz się martwię czy przeprowadzisz rozwód, czy też będziesz się ze mną bawił w kotka i myszkę.