rozdział I

Autor: klaudiuszlabaj
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Biały punkt utopiony w zieleni.
Przynajmniej tak to wyglądało z lotu ptaka, bo z perspektywy mężczyzny zjeżdżającego samochodem z głównej drogi wyglądało to odrobinę inaczej. Jego pojazd zaczął sunąć powoli po wąskiej, usypanej żwirem ścieżce, która zaczęła chrzęścić pod oponami. Droga kręciła się między pniami wysokich i starych drzew, aż doprowadziła gościa do muzealnego budynku, odrestaurowanego i dostosowanego na potrzeby XX wieku. Był to zwykły biały wiktoriański pałacyk otoczony starymi dębami i klonami oraz soczyście zieloną trawą. Białe coś utopione w zieleni.
Z bliska, ogromny budynek, dawał się podzielić optycznie na mniejsze szczegóły. Przestrzenne okna zaspokajały ciekawość ludzi stojących na zewnątrz, którzy mogli zaglądać do środka i obserwować ludzi krzątających się po szerokich korytarzach. Szybkim krokiem przemieszczali się tylko nieliczni, większość spacerowała, bądź siedziała w oknach i spoglądała wyczekująco na zewnątrz. Brak krat w oknach, otwarte na oścież drzwi, cisza i spokój. Pałacyk wcale nie przypominał szpitala psychiatrycznego a jednak nim był.
Pielęgniarzy i pacjentów nie odróżniało nic, bo wszyscy byli ubrani na biało. Kiedy na gościńcu zaparkował obcy samochód, jedna z białych postaci oderwała się od grupy i pojawiła w drzwiach budynku. Był to mężczyzna potężnej postury ale o miłym uśmiechu i wrażliwych oczach. Wyciągnął ogromną, ale miękką w dotyku dłoń i podał ją człowiekowi, który wygramolił się z pojazdu i pewny siebie wszedł po schodach prowadzących pod atrium.
Pielęgniarz zaprosił go do środka, poprowadził korytarzem do drugiego skrzydła, weszli szerokimi schodami na piętro aż dotarli do drzwi niczym nie wyróżniających się od innych znajdujących się na sterylnym korytarzu o lśniącej posadzce. Prowadzący otworzył i wpuścił do środka jedynego człowieka nie ubranego w tym miejscu na biało, sam pozostał na zewnątrz, odwrócił się i pogwizdując wesoło ruszył z powrotem, dzwoniąc przy każdym kroku pękiem kluczy wiszącymi na pasku ukrytym pod długim fartuchem.
Obcy, nie będący ani pracownikiem szpitala ani jego przyszłym pacjentem z ciekawością rozejrzał się po gabinecie, bardzo skromnym jak na biuro jednego z najlepszych specjalistów w dziedzinie psychologii i psychoterapii. Pomieszczenie z pustymi ścianami, z wyjątkiem jednego prostego obrazu przedstawiającego martwą naturę, bez dyplomów w formie dekoracji chwalących zasługi właściciela. Wymieniony siedział za ogromnym biurkiem nad stosem, równo poukładanych dokumentów. Zerknął na gościa, przerwał wypełnianie notatek, uśmiechnął się jakby była to wizytówka pracowników szpitala i z trudem dźwignął się z fotela walcząc z nadwagą aby kulturalnie wyciągnąć rękę na przywitanie i poczekać aż gość zajmie wskazane na przeciwko miejsce. Oklapł na siedzenie nadzwyczaj lekko i zaplótł palce na brzuchu kręcąc kółka kciukami jakby uruchomił w łokciach mały silniczek. Wyglądał jak dziadek, który zaczął bujać się w fotelu i zbierał się do opowiadania bajki ale zamiast tego czekał aż po standardowej wymianie grzeczności to gość zacznie właściwą rozmowę.
- Na początku to muszę panu podziękować, że zgodził się pan w ogóle mnie przyjąć, panie doktorze. Nie miałem wielkiej nadziei pisząc maila. Lekarza obowiązuje przecież tajemnica zawodowa na temat zdrowia pacjentów. Więc zdziwiłem się kiedy dostałem wiadomość, że mogę odwiedzić pański szpital.
- Ma pan rację. Dotrzymuję tajemnicy pacjenta ale tak się składa, że człowiek o którego pan pytał nie jest właściwie moim pacjentem.
- Jak to? To znaczy już nim nie jest? Opuścił to miejsce?
- Jest naszym gościem a nie pacjentem. Przebywa tutaj na własne życzenie.
- Nie rozumiem. Przecież to szpital. A z tego co wiem ten człowiek ma poważne zaburzenia psychiczne...
- To jest opinia innych lekarzy.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
klaudiuszlabaj
Użytkownik - klaudiuszlabaj

O sobie samym: Kim jestem? Ojcem pięcioletniej Weroniki, pisarzem, robotnikiem, kucharzem, melomanem, kinomanem, samotnikiem, rowerzystą, pasażerem autobusu 672 Wesoła-Katowice. W skrócie ale prawdziwie.
Ostatnio widziany: 2013-06-19 08:52:35