Restaurator 9
- Nie wiem co planujesz i chyba nie chcę wiedzieć. Ale błagam cię! Przestań! – cisza i brak reakcji na słowa. – To już nic nie zmieni. Jej już nie ma. Odejdźmy… Proszę cię. Przecież ja też ją…
- Ty!? – miara wypadła z ręki byłego restauratora, doskoczył do chłopca, chwycił go za kark i przycisnął do ściany – Ty ją co? Kochałeś? Jak długo? I za co? Bo była ładna i miła? Myślisz, że to była miłość? Jesteś za młody, żeby wiedzieć cokolwiek o miłości! Nie widziałeś jak dorastała. Nie słyszałeś jej płaczu kiedy upadła mi na podłogę jako noworodek! Nie musiałeś jej trzymać kiedy była szczepiona a nie dało jej się wytłumaczyć, że to dla jej dobra. Nie masz prawa mówić, że ją kochałeś! Chcesz odejść? To wypierdalaj! Droga wolna. Ja cię tu nie trzymam.
Dawid zwolnił uścisk, ale chłopak został pod ścianą wystraszony i sparaliżowany. Opętany Dawid widząc, że chłopak nie wie co robić, wyciągnął mu klucz z kieszeni i otworzył drzwi. Chwycił go za koszulę i wypchnął na zewnątrz, nieszczęśnik potknął się i upadł na ziemię. Został tak, siedząc i nie wiedząc co z sobą zrobić.
- Odejdź. Umyj ręce, zapomnij i żyj.
Drzwi z hukiem trzasnęły o powierzchnię ziemi, dzieląc świat na półkulę Marcina i Dawida. Ich wspólna droga rozeszła się na ścieżkę prowadzącą w dół i ścieżkę z widokiem na niechcianą przyszłość, nie wiadomo gdzie i jak daleko. Starszy wybrał pierwszą ścieżkę. Młody siedział na początku tej drugiej, ale nie miał sił by wstać. W garażu Dawid bez cienia skrupułów wrócił do swego przerwanego zajęcia.
- Człowieku! Co ty wymyśliłeś? Co ci chodzi po tej chorej głowie?! – Kieta bał się już nie tylko utraty nogi. Rzemieślnik nie przerwał pracy, zabrał piłę do drzewa i znów kierował się do korytarza. – Odezwij się do jasnej cholery!
- No i nici z mojego drinka – w tle krzyków Kiety, Czarny westchnął po cichu zawiedziony. A to właśnie te słowa dotarły do świadomości restauratora. Zatrzymał się w wyjściu, cofnął do tyłu o krok, odwrócił się, podszedł do spragnionego alkoholu i rozerwał jego więzy.
- Ty też się wynoś! – wcisnął mu w dłoń jego kluczyki i lekceważąco odwrócił się do niego plecami – Ciebie ściągnął tu przypadek. Nie jesteś mi tu potrzebny!
- Tak po prostu? - uwolniony z niedowierzaniem przyjrzał się swym wolnym rękom, wstał i poprawił brudną koszulę i marynarkę. Spojrzał na zdziwionych chłopców, którzy czekali aż rzuci się jak wtedy kiedy Dawid chciał strzelić sobie w łeb i go obezwładnił. Zwątpili, bo widzieli w jego uśmiechniętych oczach, że nie ma takiego zamiaru. Cieszył się swą wolnością. Tylko i wyłącznie swoją. – A co jeżeli będę próbować…