Skrzypce Sebastiana
Do osobowego busa wchodziło coraz więcej chętnych na podróż do pobliskiego miasteczka. Od jednego z młodych ludzi usłyszała:
- Tam z tyłu jest wolne miejsce, proszę sobie usiąść.
Bunt zapalił się ale szybko zgasł. Dla nich jest już starszą panią i nawet jakby nie było wolnego fotela, to i tak ktoś by się w końcu poderwał. „Pora umierać”- pomyślała i posłusznie klapnęła w ostatnim rzędzie.
Obrazy za oknem zawsze ją usypiały. Za każdym razem to samo. Pory roku jak zwykle następowały po sobie, w ten sam sposób od zarania dziejów. Było to jedyne urozmaicenie, które mógł zburzyć tylko początek tak upragnionego przez niektórych końca świata. Starej poczciwej planecie zmienią się punkty biegunów magnetycznych i w niektórych miejscach nastąpi wieczna zima. Może tutaj? Przy drodze krzyż i kwiaty upamiętniające koniec historii Maćka. Było wtedy zimno i ślisko. Przez głośniki usłyszała początek piosenki. Skrzypce załkały jakby z tęsknoty. Przymknęła oczy czekając na jego głos. Gdy je otworzyła, Maciek na poprzednim siedzeniu uśmiechnięty odwrócił głowę. Zanim zastanowiła się skąd się tam wziął, wszystko wokoło napełniło się gęstym, pachnącym światłem. Skrzypce nadal grały, ale nikt nie śpiewał. Wciąż czekała. Wstała, bo Maciek zrobił to samo. Przywołał ją gestem i nawet nie zdziwił jej fakt, że fotele były tylko dwa. Zresztą szybko odeszły w niebyt a ona sama zaczęła iść za młodym człowiekiem, którego kiedyś znała.
Na końcu niedługiej drogi, gdzie po bokach nic kompletnie nie było, oprócz oddalającej się i wracającej muzyki, stał drugi młodzieniec. Tak naprawdę wydawał się starszy od Maćka, dodatkowo wyższy o co najmniej dwie głowy. Uśmiechnął się, podziękował skinieniem głowy jej towarzyszowi. Ten zbierając się do odejścia jeszcze zwrócił się do niej:
- Dziękuję ci za tamten wiersz. Był piękny i prawdziwy. Wszyscy płakali, chociaż nie wiedzieli jak bardzo jest prawdziwy.
Znikł.
- Jestem Michał. Archanioł. – Powiedział to zwyczajnie jakby stali po szkołą i właśnie zamierzali rozpocząć pierwszy, wspólny, nowy rok szkolny.
Był skończenie piękny. Żaden ziemski aktor ani model z najlepszych reklam, nawet w części nie dorównywał mu urodą. Bardzo wysoki, proporcjonalnie zbudowany z półdługimi, falowanymi włosami koloru ciemnoblond, patrzył na nią przenikliwym ale ciepłym wzrokiem w którym można było dostrzec miliony nieznanych jej do tej pory odcieni.
- Ten Archanioł? Od dobrej nowiny? – nie wiadomo skąd przyszło jej szybko na myśl.
- Tak, ten sam – Uśmiechnął się – mam dla ciebie dobra nowinę, będziesz mogła sobie wybrać miejsce. Ale przedtem porozmawiamy, aczkolwiek nie będzie to zbytnio męczące. Jeżeli będziesz chciała, niektóre kwestie odłożymy na potem. Ale wrócimy do nich.
Patrząc na niego dziwiła się, że ma niebieskie dżinsy i biała koszulę dziadka. Przez chwilę zastanawiała się jakie mogą być aktualne trendy wśród aniołów, gdy on zaczął mówić jakby odgadując jej myśli:
- Widzisz mnie tak jak chcesz widzieć. Jeżeli podobali by ci się faceci w zielonych uniformach dla chirurgów, to taki też bym w tej chwili miał…
- Naprawdę sądzisz, że szczytem moich marzeń w tej chwili jest potrzeć na twoje portki od Calvina Claina? – powiedziała to tym swoim charakterystycznym, sławnym, z lekka frywolnym tonem, który z reguły wprawiał w zmieszanie ziemską płeć brzydką. Jednak anioł tylko na ułamek sekundy stracił rezon.
- No proszę, cały czas jesteś sobą.
- Ale to dobrze – mówił dalej – bo tak naprawdę to nie jest w naszym zamiarze przestraszyć kogokolwiek. Twoje ciało doznało wystarczająco dużo
Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora