Restaurator 7
Obcy wrócił do konsumowania steku. Przeżuwając go powoli i w milczeniu. Milczący facet wreszcie się odezwał informując o chęci sprawdzenia stanu samopoczucia swej towarzyszki. Brak odpowiedzi nie przeszkodził mu w oddaleniu się w kierunku szatni i wyjścia. Zanim znikł, talerz po polędwicy został pusty. Bezimienny wytarł usta serwetką.
- Filipie czy ty masz jakichkolwiek przyjaciół? – przeżuwał ostatni kęs mięsa – bo ten facet chyba nie wyglądał na godnego zaufania.
Sięgnął po butelkę wódki. Szyjka zatrzymała się nad pustym kieliszkiem obrażonej partnerki Filipa. Spojrzał na nią pytającym wzrokiem. Przytaknęła. Napełnił jej i swój kieliszek. Nie uronił ani jednej kropli a alkohol wydawałoby się wystaje ponad brzeg szkła. Podniósł kieliszek do ust i zaczekał aż kobieta zrobi to samo. Przechyliła się łykając palący płyn, tym razem nie udało jej się powstrzymać grymasu obrzydzenia. Palcami przetarła smak, jaki pozostał w kilku kroplach na dolnej wardze. Zrobiła to bardzo powoli jakby ze strachu, kiedy zauważyła, że obcy przygląda się jej bardzo wnikliwie. Najbardziej przeszkadzało jej nie to, że na nią spoglądał, ale to, że jej partner to widział a w ogóle nie zareagował.
- Pójdę już! To przedstawienie zaczyna się robić nudne – wstała energicznie szurając krzesłem po parkiecie
- Zaczekaj odwiozę cię – blondyn chwycił ją za rękę
- Nie dotykaj mnie! – szarpnęła ramieniem wyrywając się ze zbyt mocnego uścisku i odeszła w stronę szatni. Obcy przyglądał się jej a dokładnie jej szerokim biodrom, które falowały z boku na bok w takt nerwowych kroków. Mężczyzna po raz pierwszy tego wieczora, wyglądał na zadowolonego.
- Cóż, Filipie! Wygląda na to, że nie masz też dziewczyny. Właściwie to podejrzewam, że tak naprawdę to nigdy jej nie miałeś.
- Zamknij się i daj mi już spokój – zabrzmiało to jakby leżący na ziemi pokonany prosił o dobicie.
- Na okazywanie siły już trochę za późno – odparł mężczyzna, dźwigając się z krzesła bez cienia złośliwości, ani triumfu w głosie. Ludzie pokroju Filipa pewnie nabraliby dumy wynikającej z faktu poniżenia przeciwnika. Ale czy człowiek powinien się pysznić zdeptaniem karalucha? - Miło się rozmawiało panie „jestem boski”. Dobrej nocy.
Filip został sam z butelką zaczętej wódki i rachunkiem, do którego obcy wychodząc kazał dopisać swoje zamówienie. Blondyn był wstrząśnięty ostatnimi minutami, które zdały mu się nierealne, niemogące dziać się w rzeczywistości. Odczekał chwilę w nadziei, że obudzi się w domu na kanapie przed telewizorem. Nic się takiego nie stało.
Mimo swoich wad był przecież mężczyzną. A szkoda, aby alkohol wyparował, więc nalał sobie kieliszek. Zamówił sok pomarańczowy i dokończył butelkę w samotności męcząc się nad każdą wypitą pięćdziesiątką. Nie pomogło mu to przełknąć zniewagi, jaką poczuł tego wieczora. Nie mógł się nawet upoić alkoholem, był zbyt zły. Równocześnie czuł, że kolejna butelka doprowadzi go do zatrucia pokarmowego a nie psychicznej ulgi, której mężczyźni szukają na dnie butelki. Wezwał kelnerkę i zapłacił rachunek.