Restaurator 4
ie czuł. Na nowo przyjął głupkowaty wyraz twarzy i zaczął klikać na telefonie śmiejąc się do wyświetlacza. Ciszy tym razem nie przerwały basy i wokal Scooter’a ale kobiece pojękiwania i męskie przekleństwa. Porno w mojej restauracji? Człowieku! Kiedy wreszcie znikniesz z moich oczu?
Marcin skrył się w głębi kuchni, ale obserwował mnie ciągle jak kręcę się pomiędzy stolikami i ladą. Nie mogłem znaleźć miejsca. Robiłem bezsensowne rzeczy, poprawiałem przyprawniki, jakby miało znaczenie to czy stoją na samym środku stolika, układałem serwetki, którą harmonie idealnego stosu i tak przerwie pierwsza ręka wyciągająca zawsze więcej niż potrzebuje, wycierałem czysty stół, po raz trzeci. Wszystko bez sensu. Umysł zaśmieciły mi nielogiczne myśli, które podsuwało mi drżące serce. Nie czułem strachu, chociaż spodziewałem się najgorszego. Wewnętrzny niepokój brał się raczej z braku cierpliwości. A może nawet z podniecenia? Nie mogłem się doczekać kłopotów bo to tylko one ukażą ci kim jesteś?
W chwili kiedy „kłopoty” się pojawiły, byłem zwrócony do nich plecami. Były cicho a jednak je poczułem. Dreszcze przeszły mi po plecach więc zerknąłem przez ramię, za okno zanim dało się usłyszeć delikatne skrzypnięcie hamulców. Czarne BMW przetoczyło się bezszelestnie po deptaku ułożonym ze staranie dopasowanej kostki brukowej i zatrzymało się pod moją restauracją. Ktokolwiek siedział za kierownicą miał tupet. Znaki wyraźnie ostrzegały: wjazd tylko dla mieszkańców i dla zaopatrzenia. Nie był ani jednym ani drugim, a już na pewno nie był z policji. Nie takim samochodem!
Otworzyły się drzwi od strony pasażera, obok kierowcy i nad metalicznie połyskującym dachem samochodu dojrzałem twarz uśmiechniętego mężczyzny. Natychmiast ruszył żwawym krokiem w moim kierunku. Wszedł przez drzwi pewnym siebie krokiem i dojrzawszy siedzącego przy stoliku amatora porno w komórce wyszczerzył zęby w oślepiającym uśmiechu:
- Gruby! Tu się skryłeś! – usiadł na krześle obok kolegi. Nie zauważyłem, żeby wyciągnął do niego rękę na powitanie.
To nie był facet, którego słyszałem przez telefon. Nie ten ton głosu. Z pozoru można by powiedzieć – sympatyczny człowiek. Ale poznałem już ten uśmiech wcześniej u innych ludzi. Jego twarz nie nosiła wyrazu zaufania do napotkanych. Jego uśmiech był raczej wyrazem wyższości nad innymi. Był fizycznie bardzo wysokim człowiekiem. Ale na pewno nie tylko z tego powodu spoglądał na wszystko z góry. Uśmiechał się jakby mówił: Jestem tutaj największym twardzielem! No kto mi podskoczy? I pewnie niejeden próbował. Jeżeli dalej miał to zadowolenie wypisane na twarzy to znaczy, że faktycznie jest twardzielem. Ale ja nie miałem do niego żadnych pretensji, interesów ani samczego zagrożenia wyższości. Skupiłem się na samochodzie. Interesował mnie ten człowiek, który siedział za kierownicą i krył swoją twarz za przyciemnionymi szybami.
Wysiadł w chwilę później z telefonem w ręce. Trzasnął drzwiami i zaczął chodzić nerwowo przed wejściem tam i z powrotem, gadając cały czas do telefonu i wymachując ręką w której trzymał zapalony papieros. Wcześniej jego głos, a teraz sposób poruszania się pokazywał jaki był grubiański. Tak to był ten facet! Słyszałem jak rozmawia a teraz miałem okazję zobaczyć go jak to robi. Wrażenie jakie powodował widok jego aroganckiego sposobu bycia spotęgowało to, że teraz miałem tyko obraz bez fonii. Mogłem go teraz tylko obserwować ponieważ, szyba okienna była gruba a z boku docierała do mnie rozmowa łysego grubasa i uśmiechniętego olbrzyma.
Flip i Flap zamienili się rolami. Gruby był głupkowaty i nieśmiały a chudy mądrzył się na każdy temat, nawet jeżeli nie wiedział o co chodzi. Pysznił się swoją wyższością intelektualną nad kolegą. Co nie było akurat dużym wyczynem jeżeli rozmówca
Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora