Anarchistyczny absurd superwizji
Jest wiek XXI.
Nadchodzi epoka telewizyjnej supremacji.
Era przymusowej wegetacji całej ludzkości w plastykowej rzeczywistości.
Okres prężnego technologicznego rozwoju oraz potęgi niezastąpionych maszyn.
Mamy wreszcie upragnione sztucznie wykreowane inteligencje, obdarzone świadomością roboty, przedmioty samo wykonujące wbudowane sekwencje czynności, wymuszając (nie)myślenie
Paradoksalnie doczekałam czasu płynnie przenikających się w jeszcze harmonijnej symbiozie – obopólnego przymierza pomiędzy biologią, a mechaniką wraz z jej odseparowywanymi tworami.
Właśnie teraz bezpowrotnie upadł człowiek.
To nowe niezwykłe medium niespodziewanie podbiło i zawładnęło moim światem. Niemal bez żadnego oporu szybko rozprzestrzeniło obezwładniającą człowieka epidemię. O dziecinnie prostym oraz banalnym przebiegu, który można z łatwością nie tylko przewidzieć, lecz także gładko skorygować i łopatologicznie naprawić. Działając wyłącznie na pojedynczych zmysłach wybranego gatunku i skutecznie je absorbując podporządkować własnej woli delikatną perswazją. Stwarzając swemu przyszłemu odbiorcy fałszywą iluzję spaczonej teraźniejszości. Tworząc odkształcony obraz codzienności, który zbudowano na atrapie groteskowych ochłapów aktualnych społecznie realiów – są byle jakie i tanie, aczkolwiek nikomu nie przeszkadza kicz. Żadna osoba ( poza Prezesem) nie dostrzega podstępu, ulegając usypiająco słodkiej, przyjemnie łagodnej oraz zbawiennie kojących urokach fałszywej fatamorgany. Większość wykluczyła absolutnie dobrowolny powrót do poprzedniego znienawidzonego letargu oczekiwania niedoścignionego lepszego poznając cudowną lekkość iluzji kłamstwa. Ulegaliśmy stopniowo manipulacji szklanych ekranów, bo tylko tam istniało jeszcze piękno pozwalające uciec od chwili obecnej.
Nie widzieć smutnej teraźniejszości leżącej w gruzach zniszczenia, płonącej w ogniu wojen prowadzonych o nic, oddartej oraz doszczętnie ograbionej ze wszystkiego, co tylko możliwe. Teraz nie mając do zaoferowania już żadnej przeliczalnej, niewycenionej ani wartościowej rzeczy.
Opętani szałem tępego egoizmu unicestwiliśmy wszelkie oznaki dobra, wrażliwości czy empatii. Butni, leniwi i coraz bardziej gnuśni nie chcieliśmy i nie potrafiliśmy uczciwie pracować, a niegdyś Zieloną Planetę trawi zgnilizna głodu brakującej wszędzie żywności oraz nieuchronne wysychającymi źródłami niezbędnej wody. Nie ma nadziei. Przegapiliśmy ostatnią szansę ratunku.
Zbyt zblazowani, otumanieni i zepsuci się staliśmy żeby móc cokolwiek zrozumieć czy zmienić latami celebrowany model zachowania. Pozostając do samego końca wygodnie roszczeniowymi, butnymi egoistami. Zatraceni w swym zaciekłym uporze zapomnieli nawet i o własnym ocaleniu.
***
Zoe była narkomanka interwizyjnych snów, opuszcza po kilku latach klinikę intensywnej terapii odwykowej jednego z niewielu zamkniętych zakładów położonego na samych leśnych peryferiach z dala od wszelkiego zgiełku, huku i pośpiechu ukończyła wymagany program. Chce wrócić do utraconej normalności. Prozy kiedyś prowadzonego przeciętnego anonimowego bytu, ale jej normalnego życia od dawna tutaj nie ma. Wcale nie jest jak wcześniej! Nie poznaję… współczesnego miasta… Swojego domu… Przezroczysta dżungla. Gra. Definitywny krąg śmierci z seksem w samym swym centrum. Jadę tam, gdzie kończą się przedmieścia. Na kraniec bezkształtnej aglomeracji. Odkrywam zupełnie nowe sfery wyszukanej rozpusty oraz nudy z dziecięcą pornografią oraz prostytucję w brudnym kręgu bezpośrednio otaczającym dzielnicę spraw załatwianych w świetle dziennym. Istnieje jedyny prawdziwie żyjący tłum naszego wzgórza, jedyne prawdziwe życie ulicy – nocne życie. Chore jednostki w hotelach za dolara, podupadłych pensjonatach, barach, lombardach, knajpach i burdelach w umierających powoli arkanach, którym nie dane jest zginąć na ulicach. Na drogach nocnych kin...