Pytanie?
em pewnie się w nim zakochałam, jak mówiłam, nie mogę przestać o nim myśleć. Wiesz jak to jest. Kładziesz się do łóżka i przed zaśnięciem wyobrażasz sobie sytuacje związane z TYM facetem. Że się spotykacie, rozmawiacie, pływacie w nocy w jeziorze, ratujecie się z katastrofy, kochacie przy tysiącach świec i takie, tam. – bawiła się papierosem przekładając go między palcami – Ale nie zamierzam rozwalać czyjegoś małżeństwa. Aż tak źle ze mną nie jest, aż tak bardzo nie jestem zdesperowana. Ha. To jest co innego, dzięki niemu zaczynam czuć, że idę w słusznym kierunku. No nie patrz tak na mnie. Wow, wiem, że to brzmi bez sensu, ale na nowo odkrywam sens miłości, sens rysowania. - Inspiracja tak? – wypuściłam kłąb dymu – dzięki platonicznemu uczuciu nie boisz się brać ołówka do ręki? -Strasznie to poważnie brzmi, ale tak, coś w tym stylu. Kurczę, nie wiem. Mam z tym problem, bo czuję się jak pijawka, chcę więcej, ale wiem, że nie mogę i maluję jak szalona. – Pat zgasiła nerwowo papierosa i sięgnęła do torby – widzisz, robię to ciągle. Podsunęła mi plik karteczek pokrytych jej delikatną kreską. Uśmiechnęłam się. Tak to już jest, czujesz, że potrafisz coś robić, że masz talent, ale nie wiesz jak to sobie mocno uświadomić i zakodować. Potrzebujesz wsparcia, choć jednocześnie nim gardzisz. Pat boi się miłości, miłości mężczyzny, ma swoje powody, ale potrzebuje jej jak każdy. Ma talent, pięknie rysuje, ma piękną wyobraźnię i to kocha, to jest to, co ją nigdy nie zawiedzie, ale też nie umie się do tego przekonać. Teraz jej pomaga ten żonaty facet, może jednak ma to jakiś sens. Ja już język sobie zdarłam na powtarzaniu jej, żeby nigdy nie wyrzucała ołówka do kosza, ale we mnie nigdy się nie zakocha. To oczywiste. -O rany, mówię ci to jest popieprzone, ale prawdziwe. Wiesz co ja o tym myślę od lat, tak jak ty wiesz o wielu moich słabościach i nie-słabościach. I jednak to one decydują, nie my. 11 marca 1997 Mnie w dalszym ciągu nie ma. Ale wydaje mi się, że wiem dlaczego. Nie jestem szczera w stosunku do siebie, więc milczę, a milczenie mi bardzo przeszkadza, a żeby się odezwać muszę powiedzieć prawdę – sobie samej prosto w oczy. Nic nie mówię. Dlaczego? Pytanie. Pragnę odpowiedzieć na to pytanie. Słuchaj. Chciałam powiedzieć to, co powiedziałam, ale, żeby znaczyło coś innego. ... No one knows what it's like. To be the bad man. To be the sad man. Behind blue eyes…- śpiewałyśmy wraz z Fredem Dustem wykonując szalony taniec. Kiedy zrywałyśmy się od stolika w odpowiedzi na zew muzyki, nic nie mogło stanąć nam na przeszkodzie. To jeden z takich osobistych żywiołów. Kiedy nie można się z nim zetknąć, ciężko się oddycha, ciężko się myśli. Słowem – potrzebny jest jak życiodajny zastrzyk. Dźwięki najpierw przyjemnie pulsują w uszach, potem powoli rozchodzą się po całym ciele, aż osiągają koniuszki palców u stóp. Wtedy już trudno usiedzieć w miejscu. Wszystko zaczyna skakać, domagać się tańca. I wtedy wstajemy i szalejemy. Bo w zasadzie moje i Pat wyczyny na parkiecie można zaliczyć do istnych wariacji. Pozwalamy sobie na wszystko. Nie krępujemy się niczym i nikim. Muzyka sama nas prowadzi, a my mamy niesamowitą zabawę. Tańczymy, wyginamy się, śpiewamy – razem i osobno. To pierwsze niejednokrotnie wywoływało zgorszenie i zdziwienie obserwatorów. Trzeba bowiem przyznać, że nasze układy taneczne są bardzo odważne, pełne wyzwolonych emocji i niekontrolowanej euforii. A wszystko odbywa się bez najmniejszego dotyku, jest czysto spontaniczne, rozmowa ciał bez słów. To, że wzbudza to niejednoznaczne skojarzenia nie obchodzi nas zbytnio, nie na tyle, żeby się tym przejmować i odmawiać sobie przyjemności. Ludzie zbyt szybko wyrabiają sobie opinię o innych. To, co widzą, to, co sobie wyobrażają, to, co w danym momencie najsilniej oddziałuje na ich umysł traktują bardzo poważnie. Wyrabiają sobie obraz kogoś, kogo widzą po raz pierwszy w życiu i niestety jest to bardzo silny o