Ptak, którego nie było ( teraz koniec )( System nie wkleja więcej )
Lecz dzisiaj jeszcze z nim porozmawia, to jest – powie mu, żeby poczekał, bo jeszcze nie teraz. Przecież jest cierpliwy, nauczył się tego przez tysiąclecia. Mateusz musi wytrzeźwieć. Może ostatni raz?
… I żeby już o tym nie myśleć, po powrocie ze sklepu wypił szklankę wódki, i położył się na kanapie. Musiał zasnąć, przeczekać, nie dać się, choć to była droga po okręgu. Zbyt dobrze znał takie chodzenie.
… Najgorzej, to trzeźwieć.
Niewinnego człowieka diabły dopadają… Najgorzej jest walczyć z nimi. Właśnie tego chcą. Boją się tylko spokojnego, lekceważącego ich traktowania.
Więc może jeszcze nie dzisiaj?
4.
Mateusz stał przy oknie.
Okno przybliżało się, i niemal weszło w jego ciało; otwarte, puste, ponaglało go, by się już nie wahał.
… Tylko przełożyć nogę. Nic się nie zmieni. Nic się nie stanie. Nie ma kota, ani psa. Telefon wyłączony.
Wszystko ułudą, i ptak, i okno, i wódka.
Garnitur, który zdjął wróciwszy od Katarzyny, wisiał na drzwiach szafy. Szaro-granatowy.
Mateusz wyobraził sobie jak zaraz po upadku na chodnik trzy ptaki z naprzeciwka w popłochu odlatują w różne strony. To mu ulżyło. Bo ptaki to też ułuda.
I wreszcie nic nie ma.
…Odwrócił się, i spojrzał pusto na swój garnitur szaro-granatowy. Podszedł do niego. Wciąż nie mógł sobie przypomnieć czy to był rozwód, czy pogrzeb?
Wydawał się zamyślony, gdy znowu stanął przy oknie.
…Okno, spragnione i głodne, kusiło wolnością i końcem pytań.
Delikatnie go przyciągało w otwartą przestrzeń, w ramiona marcowej pogody, która nie potrafiła jeszcze okrzepnąć.
-KONIEC -