"Ptak, którego nie było" ( fragment )
- Wystarczy mi twoja obecność – wygłosił uroczyście, ale nie mógł się oprzeć, by nie zerknąć na kieliszek. I w duchu westchnął.
- Miło mi to słyszeć – Katarzyna była rozbawiona.
- Owszem, pamiętam… - Mateusz powrócił do jej słów. – Lubisz czerwone wino, i nie jesteś trunkowa. Ja to rozumiem. Różni ludzie są na świecie… - zawiesił głos, i urwał. Chęć zakpienia była silniejsza od poprawności, jaką wymaga obycie towarzyskie. – Tak, Kasiu, różni ludzie są na świecie. I nie trunkowy może sobie żyć spokojnie. Dziwne to, ale szanuję takie nieszkodliwe hobby. Podobnie jak jaroszy, czy chodzących codziennie do spowiedzi. Ot, takie hobby…- kończył z lekko kwaśną miną, bo dotarło do niego, ze niepotrzebnie się wygłupia. Zupełnie niepotrzebnie. Za nic nie chciałby urazić Katarzyny, lecz tkwił w nim diabeł nad którym nie mógł zapanować.
- Oj! widzę Mati, że coś ci leży na wątrobie? Spacer ci się nie udał? – teraz i ona odpłacała mu tym samym.
- Trudno to nazwać spacerem. Dusza się gdzieś rwała, ale nie wiedziała gdzie. Tak to mam, czasami… z tą duszą.
Mateusz uniósł kieliszek i przez chwilę mu się przyglądał. Odczuwał przyjemność z patrzenia na rozbłyski światła mieniące się na szkle, i paplające się w winie.
Twarz Katarzyny pozbawiona była tej na zewnątrz okazywanej sztywności; była pogodnie uśmiechnięta, piękna. I cicha.
- Za nasze spotkanie – powiedział.
Katarzyna sięgnęła po kieliszek.
- Za spotkanie – powtórzyła.
Mateuszowi łyk wina rozjaśnił wnętrze, jednocześnie usłyszał skrzypienie uchylanych drzwi.
- Miło u ciebie… Po kobiecemu – pochwalił, i odstawił kieliszek.
- Nic dziwnego – roześmiała się. – Jestem kobietą.
- I to jest piękne. I jakieś zakazane, jak tajemniczy owoc z tajemniczego ogrodu, na tajemniczej wyspie. Coś niezrozumiałego, ale pożądanego. – Mateusz wyglądał na zadowolonego.
- Poetycka z ciebie dusza – powiedziała z uśmiechem – ale strasznie lubi kpić.
- Bo prawda jest inna?
- Ee… nie wiem. Ale poezja też jest dobra. Dodaje nam skrzydeł.
- A daje się to pogodzić? Prawdę i piękno? Marzenie i siermiężną codzienność? – Mateusz wciągał Katarzynę do jakiejś gry. W końcu, jakoś musieli czas zapełnić, no i… bawiły go te gierki, te słowne utarczki, niedomówienia, skoki nad przepaścią…
- Człowiek pragnie prawdy i piękna jak spękana ziemia wody – odrzekła z przekonaniem.- Nie sądzisz?
Mateusz milczał. Wbił wzrok gdzieś przed siebie, w końcu cichutko się uśmiechnął.
- Jesteś o tym przekonana? – zapytał.
- Tak. A ty nie?
- To nie jest takie oczywiste. Zastanów się – podpuszczał ją; coś knuł.
- Nie chcesz żyć w prawdzie? Piękno cię nie pociąga? Wolisz kłamstwo i brzydotę?- przepytywała go.
Mateusz pomyślał, że ten ciąg pytań Katarzyny wydobyty jest ze sztambucha pensjonarki.
Czy ona naprawdę tak myśli? Czy tylko tak pokrętną drogą odezwało się jej serduszko w pogoni za ciepełkiem domowego ogniska i księciuniem, z ramionami mocarza, szczelnymi jak dwie połówki egzotycznego małża?
- Uważasz więc, że prawda i piękno to najwyższe dobro człowieka? – pytał, zmierzając w sobie tylko znanym kierunku.
- A cóżby innego? Kłamstwo jest złe, burzy nasze poczucie godności. A piękno? Czy piękno karmi się kłamstwem? No powiedz – mówiła z przekonaniem.
- A nie uważasz, że to tylko pobożne życzenia? – Mateusz był rozbawiony. – No, bywa i tak, że prawda i piękno się spotykają – ciągnął. – Ale to odrębne byty, które żyją własnym życiem. Choćby lekcje historii… Właśnie… Dość wyrazistym przykładem zakłamania człowieka są lekcje historii. Tam prym wiedzie piękno, a nie prawda. A powiem ci jeszcze więcej… Największym kłamstwem w historii ludzkości jest – i przez ciebie wyrażane pragnienie – domaganie się prawdy, jakoby – najwyższego dobra homo sapiens.