"Ptak, którego nie było" ( fragment )
… A tak, na marginesie – co ty masz przeciwko brzydocie? W końcu ani piękno, ani brzydota – nie są zapisane w genach. To tylko jeden ze sposobów postrzegania świata, zmienny, dający się lepić jak plastelina.
Katarzyna westchnęła, i odezwała się z namysłem:
- Mówisz… pragnienie? I może masz rację, że to tylko pragnienie. Ale właśnie takie, jakie odczuwa gleba wysuszona palącym słońcem, okrutnym. Bez wody nic nie urośnie, nie zakwitnie.
- I z ciebie poetycka dusza, Kasiu – Mateusz był rozpromieniony. – Coś mi się wydaje, że nasze poczucie godności, to tylko stan upojenia czarą pięknego kłamstwa. A cała ta menażeria: prawda, piękno, łącznie z również pokrętnymi duchami – Złem i Dobrem – staje się w godzinie próby jedynie watahą wilków na usługach zbrodni. Jedyna to prawda o człowieku. Tak… tęsknimy za pięknem, choć to tylko mieniąca się tęcza na topniejącym śniegu. I pewnie miał rację ktoś mądry, który powiedział, że piękno jest po to, by nie zabiła nas prawda.
- Mati… fajnie się ciebie słucha – westchnęła –ale człowiek nie jest doskonały. Przecież głód piękna i dobra tkwi w nim. Pomijając zbrodnie, które były i są immamentnym śladem jego pobytu na ziemi. Ty nie odczuwasz potrzeby obcowania z pięknem? Łapiesz mnie draniu za słówka. Rozumiesz, a bawisz się. Twój cynizm, Mateuszu, jest odskocznią do zaspokojenia poczucia intelektualnej wyższości nade mną. Już ja cię rozgryzłam, draniu.
- Głód piękna? O tak… Na Boga! – umilkł i chytrze spojrzał na nią. Musiał z niej zakpić. Bo jej słowa go dotknęły. Powiedziała prawdę? – A ty, Kasiu, czemuś taka wygłodzona? Zabrakło ci monety na dobicie targu z pięknem, czy też – pozamykano już wszystkie kramy gdzie można je kupić, i tylko ostały się krwawe jatki, gdzie jak banita – piękno ukryło się w połysku noża, i w beku, i w kwiku podrzynanych gardeł? Głód piękna? To szukasz go jak głodna żebraczka jadła? A co z twoim spojrzeniem? Tylko złoty dukat otworzy ci źrenice na piękno?
- Kpisz ze mnie, bo zabrakło ci argumentów, mój ty cyniku… - Katarzyna sięgnęła po kieliszek. – Pozwolę sobie wznieść toast za twoją chytrość. Przecież dobrze wiesz, że każdy człowiek pragnie być cudownym pucharem, z którego inni będą pili nektar, a i on sam… Mati, ty chytrusie… nie uciekniesz przed tym głodem.
- Znowu mnie rozgryzłaś – roześmiał się. – To już lepiej napijmy się za twoją przenikliwą, czujną jak harcerz duszę. I tak ciepłą, jak rozmarzone podwiązki.
- Uciekasz w przymilanki. Zatem wypijmy za to, byś rozwiązał zagadkę twojego ptaka ze snu. Pamiętam twoją opowieść. – Katarzyna uśmiechała się, patrząc mu w oczy.
- O rany! Lepiej niech to będzie toast za nędzarzy, którzy mają tylko sny – Mateusz czegoś się wystraszył.
- No, niech będzie… - zgodziła się.
Chwilę milczeli, uśmiechając się głupio. W końcu Mateusz zaczął się rozglądać po pokoju. Chciał uciec od tych uśmiechów, no i szukał tematu do rozmowy.
- Masz ładny obrazek świętego – powiedział w końcu.
- O!...zauważyłeś. – Katarzyna już czuła, że będzie próbował się nad nią poznęcać.
- Jest piękny – powiedział z udawaną zadumą. – Taki… no, jakby tu… strasznie uduchowiony.
- Co ci chodzi po głowie, Mateuszu?– Katarzyna szykowała się na jego atak, ale była rozbawiona.
- Widzisz… ludzie o takim wyrazie twarzy, o takim spojrzeniu, zwykle lądują w zakładzie psychiatrycznym. Normalny człowiek uważa jednak za normalne portrety świętych, których wyraz twarzy kwalifikuje ich – w świecie realnym – na Oddział Zamknięty Domu Bez Klamek. Tu jednak – jako święci – żyją w wymiarze bliskich spotkań trzeciego stopnia, i tak są postrzegani. Dlatego nie należy patrzeć na nich jak na ludzi. Są to wizje wysnute z głębokich lochów chrześcijańskiej duchowości, pogrążone w wierze, i w nieludzkim – natchnionym spokoju, zwłaszcza – gdy ich ciała są dziurawione pikami, odrąbywane mają członki lub są przypalane żywym ogniem.