Psychodeloman
- Jak ci się układa z tą no... Jolą? - zapytałem, gdy już się rozgościłem na kanapie.
- Wiem, że nigdy jej nie lubiłeś, ale nie jest taka zła jak zawsze ci się wydawało.
- Człowieku, zrobiła z ciebie pantofla.
- Gdy gadaliśmy ostatnio, miałeś więcej nie wypominać mojego tak zwanego nudnego życia. Czego się napijesz? - zmienił temat otwierając barek.
- Niczego, ale to może ty skorzystasz z mojego... barku? - nie czekając na spodziewaną, niezdecydowaną odpowiedź, pobiegłem do samochodu po walizkę.
Prosty. Człowiek, który towarzyszył mojemu psychodelicznemu rozdziewiczeniu. Teraz sam potrzebował przełomu. Czułem to, patrząc na niegdyś wolnego ducha, teraz uzależnionego od firmy i siedzącego pod obcasem kobiety.
To było liceum. Szykowała się kolejna popijawa przy ognisku. I wyglądałoby to jak każde inne ognisko. Napilibyśmy się, powygłupiali w pijanym uniesieniu, następnego dnia budząc się z kacem i słabym echem tamtych chwil. Lecz Prosty zaproponował mi grzyby. Wbrew proroctwom znajomych, wcale nie oszaleliśmy, nie uciekaliśmy przed wyimaginowanymi smokami, ani nic z tych rzeczy. Podczas gdy towarzystwo się zataczało, rzygało i pieprzyło, my radowaliśmy się każdym naszym oddechem, dziękując za życie. Podczas gdy oni ze swojej alko podróży wynieśli tylko kaca, ja wróciłem z doświadczeniem i wnioskami. Uporządkowałem swój system wartości, uporządkowałem siebie. Skutki uboczne zażycia psylocybiny? Przestałem być kolejną cegiełką w murze. Dla mnie to jak najbardziej pozytywny skutek uboczny, ale dla systemu już nie. System nie lubi wyzwolonych umysłów. Dlatego psychodeliki wrzuca do jednego worka razem ze śmieciami, zostawiając masie alkohol i tytoń uśmiercający rocznie miliony osób.
Wróciłem z walizką do domu. Prosty siedział w fotelu. Wyglądał jak zakochana trzynastolatka czekająca na pierwszą randkę.
- Wiesz, od tamtej meskaliny którą spożyliśmy, dwa lata temu, nic sobie nie zarzucałem.
- Jolka nie patrzyła na to przychylnym okiem, racja?
- Wiesz, że jest trochę stereotypowa. Dla niej bez różnicy, czy to psychodeliki, opiaty czy dopalaczowy szajs. Wiesz, propaganda i telewizja robi swoje.
- Domyślam się, aczkolwiek telewizji nie oglądałem od bardzo, bardzo dawna. Nie potrzebuje jej.
- To dość dziwne jak na dziennikarza.
Poczułem dziwne uczucie w żołądku.
- Już od dawna się tym nie zajmuję.
- No tak, jasne.
Położyłem walizkę na stole.
- O której wraca twoja kochana żonka?
- Jakoś późnym wieczorem, pojechała w odwiedziny do matki. Mi się udało jakoś wymigać, mówiąc że muszę zrobić porządek z jakimiś papierami do firmy.
- Więc... częstuj się mój bracie - otworzyłem walizkę.
Zostawiłem go skwaszonego, pływającego w muzyce, a sam ruszyłem do kuchni. Gdy otworzyłem lodówkę, dopadła mnie jeszcze większa gastrofaza. Czemu moją lodówka tak nie wygląda? Może dlatego, że została wyprodukowana za komuny i ma wieczny deficyt towarów.
Oblizując usta, sięgnąłem po serek pleśniowy i oliwki, lecz ręka zatrzymała się w powietrzu gdy usłyszałem szloch. Zostawiając lodówkę otwartą, szybko ruszyłem do pokoju.