Wieczerza o północy cz-3
Gdyby inny mężczyzna był na miejscu Filipa, na pewno nie uwierzyłby w opowieści żony. Jednak Filip, osiem lat starszy od Walentyny; inaczej podszedł do tej zawiłej, a zarazem tajemniczej sprawy. Znając dobrze swoją żonę, wiedział, że Walentyna nie należy do kobiet, które opowiadają wyssane z palca historyjki. Jednak, co usłyszał tym razem, w głowie nie mogło mu się pomieścić. Opuszczone zamczysko, przydrożny głaz, milczący Zygfryd i służący. Nie, to nie może być prawdą; to tylko paranoja – rzekł w myślach. Ale kiedy spojrzał w oczy Walentyny i wyczytał w nich smutek oraz przerażenie – zrobiło mu się żal. Najpierw się do niej ciepło uśmiechnął, potem przyrzekł, jeśli nie będzie padać pojadą w drugie święto, żeby się trochę rozejrzeć. Chociaż sam nie wierzył w to, co mówił, ale dał żonie iskierkę nadziei i to się liczyło. Postanowił, że nikomu nie zdradzi koszmarnej opowieści Walentyny; tym bardziej jej rodzicom. Po co mają się podśmiechiwać i szemrać po kątach? Prawdę powiedziawszy, nie przepadał za nimi, a tolerował ich tylko przez wzgląd na żonę. Z pewnością powiedziałby o tym zdarzeniu swojej mamie, ona kiedyś przeżyła podobną historię z gipsową figurką, która przypadkowo znalazła się w jej mieszkaniu. Tylko pomiędzy nią, a Walentyną jest pewna różnica. Jego mama po tygodniu sama się zorientowała, co jest grane i figurka powędrowała do ulicznego kosza. Walentyna nie potrafi niczemu stawić czoła. Chwilami nie mógł sobie wybaczyć, że kiedy zastał ją pogrążoną w głębokim śnie, nie starał jej się dobudzić. Nie wyglądała wtedy najlepiej, była niespotykanie blada, a pot zalewał jej całą twarz. Właściwie, już od dłuższego czasu widział, że coś się dzieje, ale jej złe samopoczucie tłumaczył, nieobecnością dziecka, do którego jest bardzo przywiązana. W pracy też ostatnio nasilały się problemy. Wyjął z napoczętej paczki papierosa i wyszedł na balkon. Walentyna okryła się szalem i poszła za nim.
- Wiesz Filipie, najbardziej utkwił w mej pamięci głaz, który strzegł wjazdu do lasu. Był pokaźnych rozmiarów. Nie mogę dobitnie określić jego koloru; było ciemno. Jeszcze ta przeklęta mgła, to było przerażające. Ale kiedy przejeżdżał samochód, w świetle reflektorów, przydrożny głaz mienił się jak kryształowy wazon, na który padają słoneczne promienie.
- Przypominasz sobie chociaż, w którym miejscu stał głaz?
- Nie potrafię wytłumaczyć. Pamiętam tylko, że minęłam stację paliw i wjechałam do lasu. Las był przerażający, naokoło ciemno i straszące wierzchołki drzew; okropnie się bałam. Nie wiem, czy mnie zrozumiesz, ale to wszystko działo się na jawie, jakbym przeniosła się do innego świata. Ten sen był odwrotnością, teraźniejszości; wszystko było inne. Najpierw potworna mgła, jakiej jeszcze nigdy nie widziałam. Jakieś dwa kilometry dalej, świat był usłany śnieżnym puchem. Zaś dotąd pochmurne niebo, rozjaśniały miliony gwiazd. Czy to nie dziwne zjawisko? Zauważyłam, że tak do końca nie jesteś przekonany w to, co mówię?
- Sam nie wiem, co o tym sądzić. Powiedz mi jeszcze, kojarzysz jakiś szczegół z pierwszego snu, który byłby podobny do drugiego?
- Pierwszy sen trwał zaledwie dziesięć minut, to była tylko drzemka. Dotknęła dłonią czoła, jakby chciała wszystkie porozrzucane po głowie myśli, zebrać w jedną całość. – Róże! Wazon pięknych herbacianych róż. Były niespotykanie piękne, a ich zapach roznosił się po całym pomieszczeniu. Takie same róże podziwiałam u Zygfryda. Jest jeszcze coś, co mi się przypomniało. Piękną kobietę, z którą rozmawiałam w pierwszym śnie w jej komnacie, widziałam na portrecie. Tak, to była na pewno ona. Uczesana była w luźno spleciony warkocz, na ręce miała szeroką bransoletę. Ale nie pamiętam, jaka ona była, zasłaniała ją suto marszczona falbana.