Pozytywne myślenie
* * *
Komandosi wyćwiczonym ruchem zakładali plecaki i jeden po drugim wyskakiwali na pokład.
- Może przeceniam jego możliwości – powiedział do von Corneliena, ale wolę dmuchać na zimne. Dywionetka ma wyglądać na opuszczoną. Czekajcie na mój sygnał.
Dołączył do reszty oddziału i wszyscy pobiegli w stronę wiszących na dźwigach łodzi ratunkowych. Były na szczęście nieco nowsze niż statek. Wyposażono je we wszystko, czego Rodion mógł potrzebować do realizacji planu. Zerwał plombę z puszki zawierającej przyciski sterujące windą. Reszta w tym czasie ściągnęła pokrowiec i zaczęła wskakiwać do środka. Rodion odsłonił panel sterujący i wcisnął duży, zielony przycisk. Nic się nie wydarzyło. Spróbował jeszcze kilka razy. Winda ani drgnęła. Zaklął po rosyjsku. A więc komputer kontrolował nawet to! Obejrzał dokładniej konstrukcję windy. W urządzeniach ratunkowych powinna istnieć możliwość uruchomienia windy ręcznie, w wypadku braku energii. Po sekundzie znalazł korbę zablokowaną zapadką.
- Wyłazić z łodzi! - krzyknął – Musimy ją zwodować ręcznie. Niech ktoś się ruszy i poszuka drabinek. Nie mam ochoty na lodowatą kąpiel.
Zakotłowało się. Część komandosów dopadła korby, pozostali biegali wzdłuż burt i pomiędzy innymi łodziami. Łódź zakołysała się. Ramiona windy wysunęły się za burtę i łódź zawisła nad wzburzoną wodą. Potem zaczęła opadać. Rodion usłyszał miękkie klapnięcie siatek ratunkowych wyrzucanych właśnie za burtę. Wychylił się nieco i stwierdził z satysfakcją, że siatki sięgają aż do poziomu wody. Kiedy łódź znalazła się nieco niżej pokładu, przeszedł przez reling i wskoczył do niej.
- Kiedy opuścicie łódź, schowajcie się za burtą, na siatce. To ma wyglądać, jakbyśmy wszyscy razem wybrali się na przejażdżkę. Zrozumiano?!
Stojący najbliżej skinął głową i przekazał wiadomość dalej. Rodion chwycił się mocno lin utrzymujących szalupę i starał się nie patrzeć na rozkołysaną burtę statku, raz zbliżającą się niebezpiecznie, raz oddalającą się w zawrotnym tempie. Wreszcie łódź uderzyła o wodę. Rodion przeszedł szybko na rufę i uruchomił motor. Chociaż spodziewał się najgorszego, silnik zaskoczył od razu. Ustawił dziób łodzi w odpowiednim kierunku, zablokował stery i trzymając się jedną ręką siatki opuścił śrubę do wody. Szalupa ruszyła wprost na wystawiony z wody, oślepiająco jasny, łeb góry lodowej.
Wchodząc na górę nie uniknął przemoknięcia. Nie zwracał jednak na to uwagi, starając się nie dać spłukać z siatki. Kiedy dotarł do komandosów, dość nonszalancko pozawieszanych na linach, poczuł się wyczerpany.
„Też pomysł. Zachciało się staremu dziadowi- pomyślał gderliwie – trzeba było wysłać jednego z nich, a nie samemu się pchać. Takie przyjemności są dobre dla kogoś, kto ma dwadzieścia lat, a nie sto pięćdziesiąt...”
Manierka, którą podał mu jeden z komandosów natychmiast jednak rozwiała zły nastrój. Porządny długi łyk, jak ocenił, czterdziesto pięcio procentowego alkoholu, natychmiast go rozgrzał i napełnił nową energią do działania.
Jednak chwilowo skazani byli na czekanie. Rodion miał nadzieję, że jego plan zadziała, co powinno okazać się w ciągu najbliższych minut. Jeśli komputer chwyci przynętę, będzie to już połowa sukcesu. Potem pozostanie jedynie zaczekać, żeby sprawdzić na ile słuszne były jego domysły na temat metod działania tej świeżo narodzonej inteligencji.
Kadłub znów zadrżał. Statek ruszał w pogoń za przynętą.
- Dobra, dość tego lenistwa. Włazić pojedynczo na pokład i znaleźć jakąś kryjówkę. Lepiej nie ryzykować niepotrzebnie.
Statek wszedł na kurs szalupy i powoli przyspieszał. Rodionowi pozostawało mieć nadzieję, że nie dogoni jej, zanim nie znajdzie się w pobliżu góry. To mogłoby udaremnić jego plany. Schowany razem z resztą pod brezentem drugiej szalupy, obserwował niespokojnie, powiększającą się górę. Kiedy znaleźli się w jej bezpośrednim pobliżu, wywołał przez radio dwóch komandosów ukrytych niedaleko mostku.