Walka anioła.
Czułam, jakby to był już mój ostatni dzień... Czułam, że powoli się rozpadam... Widziałam, jak moje ciało szuka oparcia... Widziałam, jak powoli, niepostrzeżenie zaczynam znikać... Czyżbym... Przegrała? Patrzyłam na okolicę. Piękne, wrzosowe pagórki nad morzem. Myślałam, że to już ostatni raz je widzę. Poczułam, jak po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Myślałam, że ostatni raz poczuję złote promienie na mojej twarzy. A wszystko to przez to, że przegrałam... Przegrałam z Szatanem. Widziałam, jeszcze przed paroma sekundami, jak spala moje białe serce. Jak płonie moja dusza w ogniu, którego nic nie może powstrzymać... Moja biała suknia się spopieliła, zabrano mi skrzydła... Przegrałam swoją niewinność... Wszystko przez niego. I znowu z czarnych jak węgiel oczu popłynęły łzy. Czyżbym nigdy już nie miała powrócić do Boga?Czułam, jak pustka zżera mnie od środka. Widziałam, jak ręce zaczynają znikać, ale... Podbiegła do mnie mała dziewczynka. Nie miała więcej, jak pięć latek. Przyjrzała mi się przestraszona i zapytała: - Dlaczego pani znika? Jej oczka patrzyły tak przyjaźnie. Chciałam się do niej przytulić, lecz nie chciałam jej skazić grzechem. Była taka śliczna i czysta. Maluczka dusza, która ma jeszcze przed sobą tyle do przeżycia. Uśmiechnęłam się do niej tylko, z moich oczu znowu popłynęły łzy. - Dlaczego pani płacze? - Zapytała ze smutkiem i przytuliła się do moich znikających już nóg. Była taka słodka i opiekuńcza. Napewno będzie z niej prawdziwy, wspaniały anioł. - Bo odchodzę. - Oznajmiłam malutkiej cicho, bałam się, że moje słowa skrzywdzą tą czystą duszyczkę. - Gdzie pani odchodzi? - Zapytała, jeszcze bardziej się do mnie przytulając. Poczułam, że dla tej małej istotki chcę zrobić jak najwięcej. Tak bez przyczyny przejęła się moim cierpieniem... - Nie wiem. Boję się. - Odparłam. Tak naprawdę wiedziałam, dokąd idę, dokąd zmierza moja potępiona dusza. Mimo to, nadal kochałam Boga. - Może pani idzie do nieba? Ma pani takie piękne, białe skrzydła... - Powiedziała dziewczynka z podziwem. Z moich oczu poleciały następne łzy. Dlaczego? - Nie wiem, możliwe. - Odpowiedziałam, żeby nie martwić tej bezbronnej istotki. Puściła mnie w końcu. - Módl się do Boga, aby mnie przyjął w grono swoich aniołów. A ja będę modliła się o Ciebie, dobrze? - Zapytałam. Mój uśmiech zgasł. Powoli czułam, że jedną nogą jestem na drugim świecie. - Dobrze. - Odparła dziewczynka. Pobiegła gdzieś, po czym przyprowadziła niedowierzającą matkę. Byłam już niemal niewidoczna. Mama dziewczynki zdumiała się, widząc czarnowłosą i czarnooką, znikającą dziewczynę. I do tego, skrzydlatą. Padła na kolana, pośpiesznie wymawiając słowa modlitwy. - Niech pani się nie śpieszy. Bóg rozumie pani intencje, ale... Nie powinno się spieszyć, rozmawiając z Nim. - Powiedziałam, po czym położyłam niemal niewidzialną dłoń na jej głowie. Poczułam, jakby... Jakbym odbierała jej grzechy na siebie. Przynajmniej uczyniłam swój ostatni dobry uczynek. Matka teraz spowolniła słowa, malutka dziewczynka tylko spytała: - Czy to pani pomoże? - Tak, pomoże. - Odparłam, uśmiechając się lekko. Poczęłam się modlić na swój sposób. Dziewczynka powtarzała słowa trochę po mnie, trochę po mamie. Chyba nic nie rozumiała, a może? Może Bóg ją obdarzył rozumieniem nas, aniołów? Z płaczem wszystkie trzy niosłyśmy prośbę do Niego, by zesłał na mnie błogosławieństwo. Dziewczynka modliła się najgoręcej, jakby od modlitwy zależało moje życie. Niewiele się pomyliła, niedaleko była od prawdy... W końcu zaczęłam nabierać kolorów. Wstałam z klęczek, popatrzyłam ku niebu. Cichutko wyszeptałam słowo "dziękuję". Dotknęłam czysto-białą dłonią obie kobiety i zapytałam o ich imienia. Nie po to, by powiedzieć Bogu, co zrobiły, Bóg wiedział już o tym... Zrobiłam to po to, by móc w przyszłości się za nie wstawiać... Lecz nigdy więcej nie mogły mnie ujrzeć. Czasem może poczuły moją ciepłą dłoń na ramieniu... W ten sposób okazywałam swoją wdzięczność... I to, że jestem blisko nich, że się o nie troszczę.