Poziomkowa
te sny, nie miałem z Weroniką kontaktu od kilkunastu lat, tak zresztą jak z resztą mojego kawalerskiego towarzystwa, i mimo, że o niej nigdy nie zapomniałem, to dopiero teraz zaczęła mi się śnić. Spojrzałem na staruszkę, której uśmiech nie schodził z twarzy.
- To bardzo ważna część. I nie wiem , czy do zdobycia. - zmieniłem ponownie temat
- Jak się bardzo chce to wszystko można - odpowiedziała - Rozumie Pan? Wszystko.
Spojrzałem na zegarek, niby nadal miałem sporo czasu do wyjścia, ale ani się jeszcze nie goliłem , ani nie kąpałem. Przetarłem włosy ręką. Niestety były tłuste, a już miałem nadzieję, że odpadnie mi przynajmniej suszenie głowy. Nie lubiłem dźwięku suszarki. Za późno już jednak było, aby liczyć , że zdążą mi wyschnąć. Odłożyłem list i skierowałem się do łazienki. Kąpiel była przyjemna, zwłaszcza podmrożonym od podłogi stopom sprawiłem ulgę. Kurcze jak ja lubiłem kąpać się z Ewką. Specjalnie do tego przebudowałem natrysk. A Ona oczywiście nic nie zrozumiała, egoistka. Szlak by ją trafił. Nie ta będzie inna. Dobrze, że moją żoną nie została, a było tak blisko. Na wspomnienie bliskości ceremonii zaślubin uśmiechnąłem się, wlałem sobie silny strumień wody do ust i zabulgotałem z radością. Wyszedłem z łazienki znacząc mokre ślady stóp na terakocie. Zatrzymałem się patrząc na te ślady z zadowoleniem. - Wolność stwarza nowe możliwości artystyczne. - powiedziałem na głos. W końcu przedpokoju wisiało zdjęcie Ewy, nie potrafiłem go jakoś usunąć. Ten jej zniewalający uśmiech witał mnie za każdym razem, gdy wracałem z pracy, i był namiastką jej całej. - Niech tak pozostanie - pstryknąłem w nos na zdjęciu. List zabrałem z sobą do pracy.
Dopiero w czasie przerwy, kiedy zamówiłem sobie fasolkę po bretońsku wróciłem do lektury. Odsunąłem talerz z gorącym , parującym posiłkiem i wróciłem do Jurka w poszukiwaniu tego co miało mnie zaciekawić.
To co mówiła ta kobieta było bardzo interesujące. Pozwoliłem więc sobie poprosić o kolejny kubek herbaty i poszedłem za nią do kuchni. Usiadłem na taborecie wyściełanym ceratą i wpatrywałem jak się krząta po pomieszczeniu.
- Mogłaby mi Pani powiedzieć, co miała na myśli? - zapytałem.
Postawiła czajnik na gazie i zaświeciła płomień. Usiadła koło mnie przy kuchennym stoliku, bawiąc się resztami cukru nie wiadomo od kiedy tam się znajdującymi.
- Jestem wróżką, i mimo, że Pan w to nie wierzy, to czytam w Panu. Może nie wszystko widzę, ale z czasem zobaczę.
I wtedy mnie nagle olśniło. Jolka była miłośniczką czarów, to znaczy wróżenia, runów i kamieni szczęścia.
- Moja żona. Moja prawie była żona - poprawiłem się - bywała u Pani? To taki chwyt, nieprawdaż? Miała mnie Pani zwabić i wpłynąć w jakiś sposób na mnie? Tylko nie pojmuję, co Ona chce jeszcze osiągnąć.
Wróżka Marianna zaśmiała się głośno, śmiała się długo, a ja z każdą chwilą byłem coraz bardziej przekonany, że to co powiedziałem to totalna bzdura.
- Jest Pan w sytuacji, która Pana przeraża. Proszę nie zaprzeczać. Przeraża. Cały czas myśli Pan , gdzie popełniłem błąd. I czy gdybym to mógł cofnąć.
- Ja, błąd? - żachnąłem się - Zgodzę się, ze oboje z żoną go popełniliśmy.
- Jest sposób ,aby temu zaradzić. I naprawić to co się stało.
- Tak rozumiem, mam zrozumieć kobietę i zacząć ją adorować, bo kobiety to lubią i wszystko wróci do normy. - pokręciłem przecząco głową - Nie z moją żoną, kochana Pani.
- Nie o tym mówię , mam sposób jak temu zaradzić, jak ... - wróżka zamknęła oczy - naprawić błędy przeszłości.
- Moje, czy mojej żony ? - spytałem lekko ironicznie
- Twoje błędy , są przecież takie , może byś chciał naprawić błędy, które zrobiłeś dawno nawet przed małżeństwem . - położyła swoją rękę na mojej - pomyśl o tym masz czas , aż ni