Powrót
-Przecież nie mogli… nie wiedzieli że przyjedziemy – myślała Bella leżąc w łóżku – a Lucy mówiła, że wczesnym popołudniem, nagle, Jakob poprosił ją o przygotowanie pokoi. Nawet nie wiedział dlaczego. „Tak na wszelki wypadek”.
Długo nie mogła zasnąć. Zaczęły powracać wspomnienia, obrazy. Ciepłe Cote d’Azure, zamki, parki, muzea, małe hoteliki…
Gdy zasypiała, wydawało jej się że słyszy czyjś szczery śmiech. Taki radosny…
Zasnęła nad ranem ze zmęczenia.
Rano Jakob nakreślił na kartce kilka słów.
- Tu macie adres i jak dojechać. GPS swoje, a rzeczywistość swoje. Powinnyście trafić bez problemów. Dom jest troszkę na uboczu, ale w mieście.
- Szerokiej drogi. A jak rower się wam zepsuje, to macie mój telefon – dodał z uśmiechem przymykając jedno oko.
ROZDZIAŁ 3 - SAMOTNIA
Droga wytyczona przez GPS przestała się zgadzać z tą opisaną na kartce jakieś trzy kilometry po zjechaniu z głównej drogi. Zatrzymały się na poboczu.
- I co robimy? – zapytała Laura
- Nie wiem czemu, ale ja bym zaufała kartce – powiedziała Bella – opis jest dokładny. Mogę pilotować.
- Ok. Jak chcesz. W sumie to twoja „wyprawa” – uśmiechnęła się Laura i zapaliła silnik
- Prosto do końca drogi – odczytywała z kartki Bella – skręt w lewo i prosto aż do kapliczki.
- Opis jest dokładniejszy niż komendy w GPS – zażartowała Laura zza kierownicy.
- Przy kapliczce, na rozwidleniu w prawo i prosto prawie pół kilometra. Dalej jest łuk w lewo i zaraz za łukiem skręcić w lewo.
- O, już zaraz powinno być widać miasto. – powiedziała wesoło Laura
-Tak. Normalnie to byśmy do niego wjeżdżały z drugiej strony.
Uważaj! – krzyknęła Bella
Przed nimi na drodze stał zgarbiony człowiek. Ubrany byle jak, stał i się nie ruszał.
- Życie panu nie miłe! – krzyknęła wściekła Laura przez okno.
- Wiedziałem, że się zatrzymacie – powiedział spokojnie nieznajomy.
- Nowe tutaj jesteście to na was czekam. Jeśli jedziecie tędy to tylko do samotni błazna. – jego głos brzmiał donośnie acz spokojnie.
Zdziwienie obu pasażerek rosło z każdym nowo wypowiedzianym słowem. Pytania przepychały się w głowach coraz szybciej.
- Rzeczywiście – powiedziała Bella spoglądając na kartkę – to się nazywa „Samotnia Błazna”.
- No i skąd on wiedział że będziemy tędy jechały – pomyślała- pewnie Jakob zadzwonił do faceta na komórkę.
- Przepuści nas pan? – zapytała Laura spokojnie.
- No nie bardzo – odpowiedział nieznajomy – w nocy zwaliło się drzewo na drogę i trzeba jechać okrężnie, przez łąki.
- A którędy – zapytała Bella
- Nie traficie, tego nie ma na waszej kartce. Dlatego tu czekam. Bez słowa ominął maskę samochodu i wsiadł na tylne siedzenie.
- Teraz tym duktem w lewo. – powiedział spokojnie
- Za jakieś trzysta metrów będzie leki skręt i za nim trzeba skręcić w lewo.
Zupełnie nie wiedziały dlaczego, ale posłuchały go.
Leśna droga była wyjątkowo szeroka i dobrze utrzymana, więc sedan pokonywał ją bez problemów. Po drugim zakręcie wyjechali z lasu.
- O Boże – zachwyciła się Bella – jak tu pięknie.
Przed nią rozciągały się niezmierzone fioletowe pola.
- Miejscowi mówią na to błazeńskie kwiatki.
- To właśnie on nauczył ich uprawy i zbierania. Podpowiedział jak i z kim podpisywać kontrakty sprzedaży. Tu było straszne bezrobocie.
- To lawenda – dodał po chwili.
Jechali powoli przez ten fioletowy ocean.
-“Lavenders blue, dilly, dilly, lavenders Green, when I’m King dilly, dilly, You will be my Que